Tag: GTA

Pokolenie GTA

22 października obchodziliśmy 20 rocznicę wydania Grand Theft Auto III. Z jednej strony gry ikony, legendy, która na dobre wprowadziła graczy w trzeci wymiar rozrywki, z drugiej, no właśnie, dla młodszego pokolenia gry już w sumie retro, której co prawda nie odbiera się kultowości, ale patrzy się już trochę jednak jako na coś dość archaicznego. Tymczasem na tamtą premierę, jej następstwa, dziś, 20 lat później, w świetle wydania za chwilę The Trilogy The Definitive Edition, należy spojrzeć trochę inaczej – chociaż też zależy w jaki sposób wielu z nas na GTA patrzyło i jak patrzy nadal.

wiemy kto, wiemy jaki

Ameryki nie odkryję tezą, że przeciętny gracz Rockstara na początku 2021 roku nie był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – znaczy nie oceniam, ale mówię tu konkretnie o pewnych nastrojach na przyszłość, może w pewnym sensie teraźniejszość, a nie ciągłym śnie o nieco przeminiętej potędze niczym AC Milan o powrocie na piłkarskie salony z prawdziwego zdarzenia (chociaż swoją drogą ostatnio nieco odbili, Ibra musisz), bo chociaż okej, GTA V co nabiło rekordów to ich i co pieniążków zarobiło także, to kolejne wydania tej samej gry na kolejną generację konsol przestały ludzi bawić, a sama gra w niektórych kręgach nie uzyskała aż takiego statusu kultowości jak poprzednie, z a racji, że też nie została wydana wczoraj to w sumie już trochę powinna – i ktoś powie hej, online działa nadal, kto ma grać to gra, biznes się kręci, o co ci chodzi.

Temat rzeka, rynek się zmienił, my się zmieniliśmy, to nie ma tak że dobrze albo że niedobrze, ale Rockstar, w dużej mierze też za sprawą swojego wydawcy, stracił łatkę nieskazitelnego studia z nieorganicznym zaufaniem jaką posiadał jeszcze parę lat temu, przynajmniej śród części społeczności – podobnie jak CD-Projekt, chociaż z zupełnie innych powodów, bo o ile do gier R* ciężko się przyczepić, czego dowód dał chociażby niedawno Red Dead Redemption 2, o tyle CDP Cyberpunka według opinii społeczności nieco przeszacowała. I mam wrażenie, że powoli zaczyna się dziać to i tutaj.

GTA V to w ogóle osobny temat. Z jednej strony gra, która biła i bije wszelkie rekordy finansowe i w sumie słusznie, bo chociaż mnie jakoś ta odsłona z przyczyn technicznych ominęła to podkręciła do kolejnej potęgi pojęcie sandboxa wyznaczone przez trójkę, z drugiej trochę popsuła rynek niczym Ronaldo i Messi plebiscyt Złotej Piłki. Wpasowała się świetnie w mainstream i okej, GTA zawsze było grą głównego nurtu, ale zaczęła też grać we własnej lidze, przez co kolejne odsłony z jednej strony nadal były to świetną piątką, a z drugiej, po prostu piątką na kolejną generacje konsol.

Wcześniej użyłem zwrotu „gracz Rockstara” – ktoś zapyta: jest w ogóle coś takiego? Z ekonomicznego punktu widzenia bardziej pasuje klient, szczególnie w 2021, ale zostawmy. Chodzi mi że możemy mówić o fanach typowo jednej serii, jednego wydawcy, chociaż gracze, fani R* to szerzej ludzie z na tyle szerokiego grona odbiorców, że mogą grać w cokolwiek innego – mam tu na myśli pewną casualowość, przystępność tytułów, a z drugiej gry te dają im tyle możliwości, że mogą może nie jeden do jeden, ale w pewnym sensie poprzestać tylko na graniu w gry R*. Wiecie, może to brzmieć trochę jako banał, ale nie każde studio tak ma.

W 2001 roku wraz z przejściem GTA, wirtualnej rozgrywki jako takiej w takim wydaniu w trzeci wymiar, moim zdaniem powstało niepisane pokolenie Rockstara. Nie chcę szacować ram wiekowych, bo to zawsze brzmi trochę boomersko i łatwo zahaczyć argumentacyjnie o Jakuba Czarodzieja, ale mam na myśli, że pokolenie dla których GTA 3 był tytułem równoległym z rozpoczęciem przygody ze światem gier byli tym pierwszym pokoleniem, które spotkało się z taką „piaskownicą” na taką skalę, bo hej, uwaga truizm, wcześniej tego nie było, a później gier z otwartym światem, czy generalnie gier z taką dowolnością było znacznie więcej na zasadzie schematów wyuczonych czy tam jak kto woli zastanych. Gra stało się pewną definicją tego typu prowadzenia rozgrywki, na zasadzie just like GTA. W ogóle, przytaczając mema, którego ostatnio widziałem – są już na świecie rodzice dzieci, którzy urodzili się po premierze Shreka – dla kontekstu to też 2001 rok. To pokolenie, podobnie jak wcześniej pokolenie komiksów czy świata superhero, miało być tym pokoleniem zepsucia, że wiecie, grają tylko w te gry, strzelają, a potem będą wychodzić na ulice i w najlepszym wypadku tylko kraść samochody, ew. wyskakiwać z balkonów. Nie widziałem statystyk ale, nomen omen z tego co widzę, chyba to się nie sprawdziło.

Trochę się ogólnie przeliczono. Może mówię tu teraz personalnie o sobie, ale tam gdzie inni w GTA, mówię w swoim przypadku głównie o Vice City, ale też o innych odsłonach ery 3D czy o czwórce, widzą czy widzieli to multum kontrowersji, rozwałki, rozjeżdżanie i w ogóle całe zło świata, ja widziałem czy poczułem swojego rodzaju niepisany vibe kulturowy, przede wszystkim pod względem muzyki i ogólnej estetyki. Gdybanie, ale gdyby nie Vice City i parę innych gier, a szerzej, też ładniej brzmi, gdyby nie takie medium jakim są gry, pewnie mój gust w wielu aspektach byłby zupełnie inny, ale nie wiem czy w 2021 kogoś jeszcze trzeba przekonywać, że gry jako medium mają na nas taki sam wpływ jak książki, muzyka czy filmy.

Wracając, wraz z dojrzewającym pokoleniem, zmieniało się także to studio i rynek gier jako taki. Jeszcze 10 lat temu, premiery mobilne na 10-lecie trójki czy to VC były pokazywane zupełnie inaczej. Ja wiem, to subiektywne, ale poza tym, że było słychać o nich znacznie wcześniej to miały również zdecydowanie lepsze zwiastuny (już nie wspominam ile fanowskich miało więcej serca niż obecnie), ale też termin GTA NA TELEFON, było krokiem milowym niczym dla młodego fana serii coś z zupełnie innej ligi, nawet jeśli finalnie granie w GTA na ekranie dotykowym nie było tak fajne jak myśleliśmy. Dziś, 20 lat od premiery trójki i +/- 10 od premier na androida, gdzie R* w tym czasie to głównie reedycje piątki, nastawienie do tzw. wersji definitywnych jest zupełnie inne i nie wiem czy jest się czemu aż tak dziwić. Rockstar, patrząc tylko na to co obecnie wypuszcza, przestał kojarzyć się z rewolucją, a zaczął z, sorry, odcinaniem kuponów od sławy i pokazuje to cała kampania promocyjna wokół „nowej” trylogii. I ja wiem, że wyjdzie kiedyś szóstka i wszyscy będziemy zachwyceni, wiem, że genialny był Red Dead, ale są jeszcze rzeczy pomiędzy. Mam też świadomość, że gry są teraz ogólnie drogie, że to już nie era dodatków do CD-Action czy wcześniej dyskietek na rynkach, że świadomość siły branży, to że ludzie się bardziej cenią a inflacja ogólnie idzie do góry jest inna, chociaż też miejmy na uwadze że to remastery za pełną cenę, a nie wspomniana wcześniej rewolucja. Mnie Definitive Edition nie porwało chociażby z tego względu, że chciałbym żeby kolejne rzeczy, które wypuszcza R*, parafrazując samego siebie, ew. Kanye Westa, były better, faster, stronger, a biorąc pod uwagę m.in. plotki o cenzurze, kwestie licencyjne, głównie dotyczące muzyki, która jest integralnym elementem świata przedstawionego, a takie przypadki już były wcześniej przecież.. no może to nie wypalić tak jak byśmy chcieli. Swoją drogą, bo ten argument pewnie padnie i padł przy którejś z rozmów, że w końcu hej, ta gra (gry) jeszcze nie wyszła, jak można oceniać po zwiastunie – jest to broń obusieczna, bo składnia do chłodnej głowy zarówno w kwestiach krytykowania jak i huraoptymizmu.

Nawiasem chciałbym jedno zdanie o cenzurze, nie tylko w kontekście GTA – uważam, że rzeczy powinny być zawsze osadzone w danym kontekście czasowo-kulturowym. Nowe rzeczy twórzmy z pełną świadomością słów i symboli jakie używamy, dla mnie tu nie ma wątpliwości, ale nie jestem za pisaniem rzeczy na nowo, stare rzeczy zostawmy takimi jakimi są. To już lepszym rozwiązaniem są didaskalia na każdym kroku, na zasadzie bawi i uczy. Nawet lepiej.

Zabrzmi to górnolotnie, może naiwnie – po prostu jako ktoś, kto pamięta złote czasy ery 3D i dla kogo ta seria to po prostu kawał growego życia chciałbym, żeby Rockstar dalej wyznaczał kolejne trendy, żeby nie był tylko firmą skupioną na growym konsumpcjonizmie (czy to jeszcze możliwe?) i oferował tylko to co się sprzedaje, żeby finalnie gracze starsi niż x i/lub chcący zrobić z grą coś więcej niż y, nie byli na tym stratni. Wielu z was wie pewnie, jaki wpływ na scenę miała czystka na scenie moderskiej, a która zapewniała żywotność wielu starszych części, jak przy rzadko którym tytule i nie chciałbym żeby to przeszło bez echa – tę i kilka innych akcji powinniśmy mieć z tyłu głowy jeszcze długo. W końcu nie chciałbym też żebyśmy wzorem Ojca Chrzestnego na obecne i przyszłe projekty musieli patrzeć wzrokiem typu look how they massacred my boy i wspomnianym tekstem na ustach. Oby nie było to tylko myślenie życzeniowe, mam nadzieję, że nie jest, a jeśli nawet, może w tym też jest jakiś pewien urok, bo może gdybyśmy podchodzili do tego bez emocji oznaczałoby że jest coś nie tak, zarówno z serią jak i z nami. Wiele serii to spotkało, praktycznie #nikogo dziś kolejny NFS czy Tony Hawk, chociaż jest to #nikogo przez łzy, bo myślę, że wielu z nas chciałoby znów bawić się przy tych tytułach. A jeśli ten proces jest nieodwracalny, cóż, nikt nam przecież starych gier nie zabiera i cieszmy się nimi czy wspomnieniami z nimi związanymi tak długo jak tylko możemy, tak samo jak ci, który czekają na wersje definitywne mają prawo czekać z wypiekami na twarzy i dobrze się przy nich bawić. A może właśnie jednak The Definitive Edition wypali i wszystko będzie dobrze, a wszystkie albo chociaż część z tych obaw okażą się niesłuszne? Oby! Pomijając dyskusję myślę, że gdzieś tam daleko wszystkim nam o to samo chodzi. Na pewno zagram, kwestia tylko kiedy i w jakich okolicznościach.


„Kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, czyli wizja kolejnych gier ze studia Rockstar”, 2018 archiwizowane

Pewnie większość z was wie, najpopularniejszy polski serwis o tematyce gier z serii Grand Theft Auto, GTASite przestał działać. Ma to związek z niedawnym pożarem w serwerowni OVH, gdzie hostowana była ta strona. Z pewnego źródła wiem, ze istnieje również kilka innych powodów, czemu sytuacja z tym serwisem wygląda obecnie tak, a nie inaczej. Mam nadzieję, że z czasem się to zmieni, bo serwis jest znaczącym kawałkiem historii GTA w Polsce, niemniej nie z tego powodu piszę dziś te kilka słów. Robię to, ponieważ w swoim czasie pojawił się tam, na stronie, artykuł konkursowy mojego autorstwa, który został doceniony przez ówczesne jury. Dotyczył on potencjalnej przyszłości gier od R* jako takich, jak może to wyglądać za te X lat. Pomyślałem, że z racji, że strona obecnie nie jest dostępna, to zamieszczę go tu. W oryginale dostępny on jest m.in. w formie zarchiwizowanej pod tym linkiem. Jeśli kiedyś wróci na łamy serwisu to dam o tym znać w komentarzu.


Firma Rockstar Games nie od dziś uznawana jest za markę przełomową w świecie gier video. I chociaż to zdanie dla wielu może zabrzmieć jak truizm to mam wrażenie, że część osób o tym zapomina, szczególnie w dobie gdzie pełnoprawnych, nowych, dużych tytułów od R* mamy zdecydowanie mniej niż powiedzmy 10-15 lat temu. Temat wraca jednak przy okazji premier pokroju niedawnego Red Dead Redemption 2 i ponownie otwiera debatę odnośnie tego czym jeszcze zaskoczy nas Rockstar.

Widzę przed tobą wielką przyszłość mój chłopcze…

Przede wszystkim mówiąc o R* w kontekście rewolucji, jaką wprowadziły gry z tego studia musimy zwrócić uwagę na aspekty w jakich owe kroki milowe mogliśmy odnaleźć. Nie są to tylko kwestie związane z grafiką, chociaż oczywiście te pierwsze przychodzą do głowy, w końcu technologicznie gry zawsze były o krok do przodu w stosunku do reszty stawki – GTA III wprowadziła nas w pełną erę 3D jako generalnie jedna z pierwszych gier wysokiego szczebla, IV zaś do dziś uważana jest za jedną z ładniejszych gier i mimo dekady na karku nadal pali komputery kolejnym zapaleńcom. Jednak to nie grafika zaprowadziła R* na szczyt, bo przecież hej, na rynku jest wiele innych także genialnie wyglądających gier, a świetny nos odnośnie oczekiwań jakie mają gracze.

W swoim czasie w środowisku powstało określenie gier just like GTA, czyli gier na podobieństwo flagowej serii. Zwykle były to gry po prostu z otwartym światem, który z resztą teraz jest już praktycznie standardem w dużych tytułach, ale określenie to odnosiło się również generalnie do dużej swobody rozgrywki. Twórcy w studiu przewidzieli, że potencjalny gracz pozostawiony sam sobie w dużym mieście będzie miał ochotę na robienie rzeczy naprawdę przeróżnych, często ocierających się o jazdę o bandzie, ale w sumie czemu mu tej możliwości nie dać, nawet kosztem kontrowersyjnych rozwiązań? Jak pokazała historia – opłaciło się.

harder, better, faster, stronger

Dość jednak o tym co było. Mamy rok 2018, a kolejna część to perspektywa co najmniej kilku lat w przód i nikt nie będzie odcinać kuponów od sławy, szczególnie, że wymagania graczy są znacznie większe niż kiedyś, a dodatkowo apetyt rośnie w miarę jedzenia. Z oczywistych rzeczy – na pewno jeszcze więcej środków, przy teoretycznej kolejnej części GTA, bo zakładamy, że to ona będzie jako kolejna na horyzoncie, pójdzie na tryb online, który nie ma co się oszukiwać, będzie tam główną siłą napędową. Żyjemy w dobie battle royale, a i ramy gry zdają się mieć podstawy by taki tryb wprowadzić na szerszą skalę. Chciałbym jednak, i liczę na to, że mimo wszystko R* bardziej przyłoży się także do trybu single, a przykład RDR 2, prawdopodobnego GOTY tego roku i to bez trybu multi (na moment pisania artykułu) pokazał, że nadal potrafią pisać świetne, ambitne historie. Gwoli ścisłości – nie mówię, że ta w V-tce była wybitnie zła, ale mam wrażenie, że fani czekają jednak na coś mocniejszego. Nie wyobrażam sobie do tego innego miejsca niż słoneczne Vice City – oczywiście w odpowiednio większej skali, ale nadal z zachowanymi wszystkimi, najbardziej charakterystycznymi elementami miasta. Siłą rzeczy musi być to jego uwspółcześniona wersja, ale trzymająca się chociaż w pewnym założeniu kolorowych lat ’80 i tak, wbrew pozorom próby pogodzenia współczesności z klasyką pod względem pewnej stylistyki już były – przypadek dodatku do czwórki The Ballad of Gay Tony. Nieco trudniejszy przypadek jest z potencjalną kolejną częścią Red Deada, bo problem jest chociażby z osadzeniem czasu akcji. Zdecydować się na okres równoległy do dwójki? Prequel? Możemy teraz tylko gdybać, szczególnie, że dwójka dopiero co jest na świeczniku.

Swoje odczuje na pewno też sama rozgrywka i chociaż w założeniu będzie to po prostu usprawnione wykorzystanie już istniejących mechanik to z pewnością przy bezpośrednich porównaniach, szczególnie z perspektywy czasu, możemy poczuć sporą różnicę.

Ponadto podobnie jak wiele innych osób chętnie zobaczyłbym powrót postaci z poprzednich odsłon czy to GTA czy RDR. O ile o ich bezpośredni powrót może być szczególnie ciężko, szczególnie tych z tzw. ery 3D, o tyle chociaż wspomnienie o ich wpływie na dane miejsce i czas mogłoby być ciekawym smaczkiem na wszystkich fanów serii.

This is Vice City. This is business!

Tak naprawdę wiele zmian, jakkolwiek byśmy nie debatowali, ugruntowanych jest nie ograniczeniem czy brakiem umiejętności twórców, a najzwyczajniej kwestiami finansowymi. Niektóre rzeczy muszą się po prostu opłacać i debatuje nad tym wielu analityków. Niemniej niemałe już doświadczenie z grami Rockstara sprawiło że markę darzę naprawdę dużym kredytem zaufania i nie wiem czy jestem o jakąś grę bardziej spokojniejszy niż właśnie o kolejne GTA czy kiedyś w przyszłości o potencjalnego kolejnego Red Deada. Czekam z niecierpliwością, podobnie jak miliony mi podobnych na całym świecie. Już dzisiaj wiem, że warto.


CJ forever alone jako obiekt badawczy?

Oznajmić, że fabuła San Andreas jest dość powszechnie znana wśród fanów gatunku podobnych gier to jakby nic nie powiedzieć. Większość z nas zna na pamięć cutscenki, dialogi postaci w nich czy po prostu przebieg poszczególnych misji. Jednak czy zastanawialiście się kiedykolwiek jak wyglądałaby gra z perspektywy niezaznajomionej z tematem osoby, która widziałaby jedynie przerywniki pomiędzy misjami i to tylko wyłącznie z głównym bohaterem? Naprzeciw takiemu pomysłowi wyszedł FlyingKitty, który na swoim kanale na YT umieścił taki o to filmik. Oczywiście całość ma charakter przede wszystkim humorystyczny, ale wbrew pozorom nasuwa się tu też nieco inna konkluzja.

Generalnie abstrahując od filmu podany film pokazuje to jak wiele czynników składa się na finalny odbiór „dzieła” – mowa zarówno o filmie, grze, muzyce czy czymkolwiek podobnym. W ramach testu spróbujcie sobie kiedyś zrobić takie ćwiczenie myślowe i puśćcie jakiś film bez głosu bądź np. z inną muzyką czy nawet grając w grę włączcie sobie jakąś kompletnie oderwaną stylistycznie muzykę w tle. Oczywiście taki, którego nie znacie, bo jak już oglądaliśmy to może występować zjawisko synestezji, ale to już inna sprawa akurat. Możecie też pobawić się nieco bardziej jak na filmie, z tym że to już skomplikowany zabieg, ale i takie rzeczy na nawet na innych tytułach można już spotkać – czym że jest przecież najnowsza odsłona Fify, gdzie, możemy ustawić własne zasady, a co za tym idzie musimy zmienić nasz sposób grania. Tak nawiasem ostatnio widziałem wgl coś w stylu mema, że jest video z akcji ratowniczej z płonącego budynku i było puszczone ono od tyłu (możecie się domyśleć przebiegu) albo kultowy już film o chytrej babie, która tym razem… oddaje napoje na stół.

Ot dygresja. Po prostu kiedyś mi nawinął się ten filmik, a paradoksalnie niesie on więcej treści niż może się postronnemu wydawać. Z resztą nie to było zamysłem twórcy, chociaż, kto wie?