Moja pierwsza styczność z piłką nożną w grach miała miejsce oczywiście na Pegasusie. Nie byłem wtedy jeszcze zbyt biegły w tego typu grach z racji wieku, niemniej najmilej wspominam Soccer Simulator ze Złotej Czwórki, który dla mnie był znacznie lepszy niż popularniejszy wtedy Soccer od Nintendo, który był moim zdaniem nieco drętwy czy Goal 3, którego nie posiadałem i nie znałem. Później należy przenieść się już na PC do gry Football Generation z 2003 roku, która co prawda nie posiadała licencji, ale w sumie niewiele mi to robiło, bo postanowiłem zrobić je sobie sam. Miałem specjalny zeszyt, w którym przypisywałem odpowiednie nazwisko odpowiedniemu numerowi – robiłem w ten sposób nawet własne transfery! Później mój cykl gier piłkarskich, które traktowałem nieco poważniej wyglądał następująco: FIFA 2005 jako pierwsza z serii, z którą miałem kontakt bardziej poważnie, FIFA 07 jako ta, przy której spędziłem chyba najwięcej czasu generalnie z tego rodzaju gier, do dziś mam oryginał, romans z PESem 14, FIFA 18, w którym rozpocząłem przygodę z FUT no i teraz FIFA 20. Oczywiście nie oznacza to że przez te lata ominęły mnie inne odsłony cyklu gier piłkarskich, jednak przygody z nimi nie były jakoś szczególnie długie czy intensywne, niemniej odhaczone jako „grałem” mam również również FIFĘ 03, 04, 06, 08, 10, 11, 14, 17 czy 19 oraz PESa odpowiednio 5 czy 6 czy to w wersjach czy to pełnych czy demo. Dochodzi do tego oczywiście granie multiplayer, poza FUT, takie kontroler w kontroler ze znajomymi czy przez Hamachi bądź GameRanger z ludźmi z internetowych społeczności.
FIFY 20 nie planowałem kupować. Oczywiście może gdzieś tam po cichu człowiek by i chciał, ale jakoś nie byłem przekonany na tyle żeby dokonać zakupu. Nie przychodzi mi to łatwo, znacznie prościej wydaje mi się pieniądze chociażby na książki. Skusiła mnie jednak cena. Na Czarny Piątek udało mi się wyrwać tę grę za plus minus stówkę. Porównując z analogicznymi okresami wcześniej to naprawdę dobra oferta. Od tamtego czasu tj. chyba 26 listopada na liczniku mam przegrane nieco ponad 355 godzin (na dzień 10 październik 2020). Z racji, że sezon grania takiego „na serio” już się w sumie skończył, to chyba mogę pokusić się już więc o pewne podsumowania, doświadczenia no i problemy jakie mam tegoroczną odsłoną, a niestety parę ich mam, w tym takie, które były bardzo blisko przekreślenia tego tytułu na dłuższą metę i przez które przynajmniej na ten moment mówię „nie” FIFIE 21, ale nadal „tak” cyklowi jako takiemu.
FIFA 20 miała i pewnie ma naprawdę wysoki próg wejścia. Już w FUT 19 zrezygnowano z typowych lig jakie były w FIFIE 18 i niżej, tj. tych 10 lig każda po 10 meczów (od konkretnej ilości punktów utrzymanie awans czy spadek) na rzecz nieco bardziej luźno zawieszonych dywizji, które są oparte na nieco innej zasadzie, bardziej punktów rankingowych niż stricte jak w piłce, że 3 punkty za wygraną etc., stąd też nazwa nowego trybu, Division Rivals. System raz, że wymuszał większą ilość rozegranych meczy (zostało to ograniczone w 21 z tego co wiem) to był przede wszystkim mało miarodajny, gdzie tak naprawdę trudniej awansować z ligi 9 do 8 niż powiedzmy z ligi 5 do 4. Dodatkowo bardzo sprzyjał celowemu spadaniu lepszych graczy do niższych lig, żeby łatwiej było im zrobić różne wyzwania w stylu wygraj X meczy czy strzel Y goli lewą nogą. Innymi słowy często nie graliśmy z zawodnikami faktycznie na naszym poziomie przez co również, przynajmniej ja, praktycznie nie czułem żadnego progresu w poziomie gry. Za FUT Champions to się niespecjalnie brałem ogólnie tak nawiasem.
Innym tematem jest tu grind, nawiązując trochę do poprzedniego. Żeby odblokować jakieś wyzwanie, czyt. dostać np. paczkę, czy jakiegoś konkretnego piłkarza, trzeba było wykonać konkretne zadania. Niestety były one albo czasochłonne (tak, wiem, to trochę musi tak działać żeby każdy nie miał wszystkiego za darmo i żeby tytuł przyciągał do grania) albo niewykonalne przez wspomniane spadanie graczy. Alternatywą były wyzwania w Squad Battles, czyli w grze na bota, który był jednak…. popsuty i przykładowo był taki błąd, że wystarczyło strzelić gola, a później przejąć piłkę, zrobić fake shot przed polem karnym rywala i bot głupiał (film poniżej, sorry, że bokiem). Jeśli czegoś żałuję to chyba właśnie tego, chociaż z drugiej strony nie bardzo było inne wyjście jeśli się chciało coś mieć.
To z bramkarzem też śmieszne nawet, mówię też wrzucę.
Osobiście występował u mnie także problem z responsywnością, niemniej domyślam się, że to mogła być wina mojego łącza, która trochę wykluczała poważne granie, chociaż jeśli spojrzeć chociażby na film wyżej z bramkarzami to serio było różnie i nie wszystko zwalałbym konkretnie na gracza. W praktyce sprowadzało się to do tego, że często nie miałem kontroli nad swoimi piłkarzami, bądź ich reakcje były opóźnione. W kuriozalnych momentach dochodziło do sytuacji, gdzie wynik 3-0 nie był bezpiecznym wynikiem, chociaż tu wchodzi też temat handicapu czy kick off glitcha, któremu EA zaprzeczyło. Polecam film Kamyka na YT jako przykład tak swoją drogą :>
Oczywiście FIFA jak każda społeczność graczy ma również swoje ciemne elementy. I tak spotykamy mnóstwo osób, które na siłę milionowy raz oglądają powtórki spalonego, biorą 3 pause’y na minutę przed końcem tracąc bezcenne minuty swojego i mojego życia czy robią beznadziejne cieszynki. Cóż, życie.
Boli też spadek znaczenia dobrych kart, lub inaczej, strasznie szybko się dezaktualizują, wspomniał o tym niedawno Kunio w swoim wpisie. W pewnym momencie doszliśmy do kuriozum, że karty Ronaldo czy Messiego (przynajmniej te zwykłe) nie robiły już takiej różnicy za to na fali były karty, które po prostu dobrze wpisały się w silnik gry, bądź też po prostu EA wpadło na taki pomysł, by im tę dobrą kartę dać. I jakkolwiek rozumiem ten zabieg, czasy, kiedy to tzw. in-form w składzie robił wrażenie bezpowrotnie minęły i te eventy naprawdę trzymają grę przy życiu, jednak mimo wszystko trochę boli fakt, że niektóre są typowo pod SBC i powiedzmy taki Kroos, James czy nawet ikona w wersji Optimus od pewnego poziomu potrafi być niegrywalna, bo albo tempo albo gwiazdki słabszej nogi albo cokolwiek innego.
Ponarzekałem, jednak nadal coś co sprawia, że przy tej grze jestem i tak naprawdę jest to obecnie jedyny tytuł, w który jakoś regularniej gram. FIFA to nadał tytuł, przy którym można się dobrze bawić. Wiecie, jest urok w tym śledzeniu kolejnych wydarzeń, wpływu realnego futbolu na rozgrywkę, czekania czy coś trafi się ciekawego w paczce czy nie czy po prostu gameplay’em, bo hej, nadal nie ma żadnej innej alternatywy. Finalnie świetnie można się bawić poza FUTem, chociażby w sezonach online zwykłymi drużynami, gdzie to ciśnienie jest znaczenie mniejsze (i system ligowy jest normalniejszy). Nie wspominam już nawet o grze na bota, który gdybym był młodszy to pewnie piałbym z zachwytu, niemniej na ten moment ja już z gry na bota radości czerpać nie umiem. Zazdroszczę ludziom, którzy to potrafią – kariera to przecież świetna sprawa, do dziś pamiętam swoją z FIFY 07 czy chociażby Volta, z której możemy się smiać, ale kiedyś, wow! Jest jak jest.
W ogóle zróbmy mały przegląd drużyny w praktyce. FIFĘ jak wspomniałem kupiłem 26 listopada. 2 dni później (nie wiem czy mnie kalendarz nie kłamie) miałem już taki skład.
Pierwszym moim transferem był Inaki Williams, legenda klubu z FIFY 18, zaraz za nim pewnie Militao. Szczerze nie pamiętam skąd ja na to znalazłem coinsy chociaż z drugiej strony w 20 niespecjalnie mi brakowało na cokolwiek. Screen niżej to już 8 grudnia – parę kart trafionych, jeden ogromny transfer w postaci Ter Stegena, który jak zagościł w tamtym momencie tak z bramki już nie wyszedł. To ogólnie plus w porównaniu z 18, tam znacznie więcej bawiłem się w tasowanie bramkarzami.
Kadr niżej to już 16 grudnia. W ogóle warto wspomnieć, że ja zawsze wychodziłem z założenia, żeby grać tymi kartami, jakie daje mi gra i chociaż na początkowym etapie to dość trudne (tu jednak większość kupiona) tak w tę stronę to domyślnie miało iść.
Dwa screeny niżej to już 19 styczeń. Ter Stegen już niewymienny, podobnie jak atak (strasznie wymęczony ten Plea był chociażby), Bats, Fekir, Mendy i Umtiti. Kształtować zaczęła się już także ławka. Kent idealny rezerwowy, z resztą z czasem stał się jedną z najlepszych kart w grze (sbc trzeba było za niego zrobić za grosze praktycznie) no i Mane, który na tamten moment był jedną z naprawdę ciekawszych kart do trafienia i kartą, która uratowała mi naprawdę dużo spotkań. W ogóle niby mija się to z sensem trochę, ale zawsze lubiłem mieć rezerwowego bramkarza i tak padło, że został nim nasz Artur Boruc.
Niżej jest 22 marca, w składzie zaczęło robić się kolorowo, ale też i miałem spore szczęście żeby trafić karty pokroju tego Mertensa czy De Jonga. Kubo to SBC, Aouar za punkty doświadczenia.
30 czerwca, dla wielu pewnie już koniec FIFY, chociaż przez tę pandemię to też wszystko się poprzesuwało. Tu znów szczęście obrodziło mnie chociażby Modriciem, Hierro (jedyna ikona, która zagościła w tym roku w moim składzie) czy Carvajalem. Jednak szczęście miało dopiero nadejść.
Wiecie, ktoś powie, że trafienie Messiego w lipcu (14tego) to nie jest jakieś wielkie osiągnięcie, niemniej tak, trafiłem Messiego. W sumie nadal tak z boku trafienie Messiego, Ronaldo, ikony czy TOTY to takie punkty przełamania, które zawsze robią wrażenie. Szkoda, że tak późno, bo chociaż tak jak wspomniałem nieco wyżej znaczenie tego typu kart spadało już w tym momencie na łeb na szyję, a ja jestem do tego przecież kibicem Realu, tak Messi to zawsze Messi i zagościł na dobre w moim finalnym składzie obok innych tuz, które widzicie niżej. Ogólnie śmiesznie, bo na papierze mój końcowy skład jest dużo mocniejszy niż te dwa lata temu, ale nie wiem czy pokusiłbym się o stwierdzenie, że gra mi się nimi jakoś łatwiej czy coś. Niemniej słabych punktów tu już nie ma, a niektóre karty to moje osobiste marzenie, żeby w ogóle je mieć.
W ostatecznym składzie, prócz piłkarzy przedstawionych wyżej, znaleźli się również (głębiej w klubie) Batshuayi, Plea, Mertens, Cazorla, Tomiyasu, Benzema, Aouar, De Jong, Lenglet, Rodrigo, Sissoko, Militao, Akinte w różnych wersjach. W sumie tymi piłkarzami bawiłem się najlepiej lub po prostu w jakimś sensie zapisali się w moim klubie. Z jakiegoś względu brak tam Williamsa, Fekira i Vidala, którzy najwidoczniej przepadli w jakimś wymuszonym SBC. W ogóle cel zrealizowany – cały pierwszy skład niewymienny, a generalnie z piłkarzy w klubie tylko Lenglet, Militao, Sissoko i Akinte są możliwi do sprzedaży.
Obecnie gram głównie formacją 4-2-2-2 w grze, ew. zmieniam na 4-1-2-1-2. Dobry motyw w 20 ze zmienianiem formacji bez wchodzenia do menu, tylko bezpośrednio z poziomu gry. Zacząłem też w końcu bawić się z wytycznymi. W sumie nie jakoś bardzo, ale koniecznie wszyscy obrońcy „zostań z tyłu”, śpd też, a napastnicy „wychodź za plecy obrońców”. Według gry wygrałem 508 spotkań, 33 zremisowałem, 282 przegrałem. Na papierze wydaje się, że to lepsze statystyki niż w 18, ale w praktyce dużo zakłamuje to Squad Battles – w końcu hej, tam byłem jednak w lidze 1 w FUT w sezonach online, a tu odbijałem się przez większość czasu przez dolne dywizje. Z resztą ogólnie w 18 czułem się znacznie mocniejszy niż w 20, a wydaje się, że różnica nie jest jakoś szczególnie duża.
Co ciekawe gracz z najlepszymi statystykami jest dość niespodziewany bo jest nim… Michy Batshuayi, który prowadzi w rankingach zarówno najwięcej goli (218) jak i asyst (165) co udało mu się zrobić w 253 meczach. Wyprzedza on Rodrigo (odpowiednio 209 bramek, 155 asyst w 179 meczach) oraz Mertensa (280 meczów, 201 goli, 148 asyst). Dużo wnieśli również Plea i Mane (który praktycznie wchodził to tylko z ławki podobnie jak obecnie jego wersja TOTS) czy Kubo po zsumowaniu statystyk z różnych kart. Pewnie z biegiem czasu, jeśli jeszcze trochę pobawię się tą FIFĄ to te statystyki trochę ulegną zmianie, chociaż wątpię, że same podium jakoś szczególnie się zmieni.
Nieco ciekawiej wyglądają za to statystyki pod względem ilości rozegranych meczy w klubie. Numerem jeden jest bez wątpienia Ter Stegen, który ma rozegrane na jednej karcie ponad 650 spotkań, a grałem nim przecież również przed trafieniem karty niewymiennej i tam też już trochę tych meczy rozegranych miał. Wrażenie robią również statystyki Semedo czy Mendy’iego, którymi rozegrałem ponad 600 spotkań czy to na jednej czy kilku kartach. Wysoko jest również Militao z ponad 500 spotkań oraz Kubo, Lenglet, Aouar czy De Jong z ponad 400 czy Sissoko, któremu zabrakło do 400 tylko dziesięciu spotkań.
Generalnie fajna zabawa, polecam, niemniej od FIFY również trzeba czasami odpocząć. I chociaż z jednej strony mógłbym powiedzieć, że zaciemniła mi obraz FUTa jako takiego, że w FIFIE 18 było weselej, lepiej i w ogóle kiedyś to było, tak może też te odcienie szarości są potrzebne, w końcu hej, i tak będę jeszcze w 20 grać, no a może kiedyś i jeszcze w coś nowszego, kto wie.
Jakby ktoś coś o moim składzie albo do mnie jakieś pytania, o FIFIE, FUT, generalnie o grach piłkarskich – zapraszam do komentarzy!