Wojna… wojna to gówno, jedno z najgorszych rzeczy jakie mogą dotknąć ludzi. Tysiące, często nawet miliony ludzi spotyka się na polu bitwy tylko po to, żeby wyrżnąć siebie nawzajem, wystarczy często sekunda, żeby pełen nadziei żołnierz wylądował na ziemi z przestrzeloną głową. Niby broń dawana przez dowódców daje ci jakąś szansę na przetrwanie w czasach, gdy kilku ludziom zdaje się, że mogą postawić świat u swoich stóp i zrobić z siebie panów. Ale na szczęście jest ktoś, kto cię obroni – Ameryka… Uwielbiam alternatywne historie, już od ogrania Command & Conquer: Red Alert 2 podobała mi się wizja wielkiej wojny pomiędzy USA, a Rosją lub Związkiem Radzieckim, który dążył do zajęcia całego świata, co dzięki naszym staraniom w kampanii mogło się udać. Z drugiej strony mamy bohatera naszej recenzji, czyli grę, która koncentruje się na wydarzeniach, które nadejdą w przyszłości. Pani i panowie – oto Homefront.
Fabuła gry została napisana przez Johna Miliusa znanego ze skryptu do Czasu Apokalipsy. Homefront rozpoczyna się bardzo fajnymi przerywnikami wziętymi prosto z konferencji rządu USA, które zaczynają niepokoić się znacznym rozwinięciem się potencjału atomowego Północnej Korei w 2011 roku i z każdym kolejnym rokiem następuje jakiś przełom, a to nagle obie części Korei jednoczą się i powstaje jedno wielkie państwo pod przywództwem Kim Dzong Una, z drugiej strony wojna na Bliskim Wschodzie pomiędzy Arabią, a Iranem doprowadza do wyczerpania się złoży surowców i kryzysu energetycznego, co prowadzi do osłabienia Stanów Zjednoczonych. Wykorzystuje to niedawno powstała Korea, która dokonuje inwazji i bez większych przeszkód zajmuje dużo terenów należących do USA. My budzimy się w roku 2027 będąc koreańskim jeńcem, wokół którego wschodni dowódcy snują jakieś plany, jednak niedługo potem trafiamy do amerykańskiego ruchu oporu i wykonując kolejne zadania pomagamy temu państwu odparcie żółtej inwazji. Wystarczy, że zabijesz jednego z nich i już zostajesz wpisany na nich czarną listę ludzi do zlikwidowania. Nie jesteśmy tam sami, pomagają nam członkowie ruchu oporu, którzy potrzebują nas do swoich planów.
W samą grę gra się całkiem przyjemnie, strzelanie przez muszkę, zamiast jakiegoś krzyżyka na środku ekranu, broni co prawda nie jest tak wiele, jednak posiadają one wiele wersji kolorystycznych, czy z odpowiednimi dodatkami. Uwielbiałem też rzucać granatami, które w tej grze są bronią rozpi… Korzystamy także z nowych technologii jak pojazd Goliath, czy Hummerem z możliwością odbijania rakiet lecących w naszą stronę. Zaimplementowano także samoodnawialną energię – kiedy schowamy się na osłoną nasze rany znikają. Misje są całkiem różnorodne, ale sprowadzają się do nudnego przedzierania się przez poziom i strzelania do wszystkiego co się rusza. Różnicą był tu etap składankowy, czy szturm na Golden Gate, który był niezwykle klimatyczny. Równie klimatyczny jest także ‘Głos Wolności’, który pojawia się w grze jako źródło informacji dla ludzi na temat operacji, które wykonywał ruch oporu. Problemem jest to, że niczym się za bardzo nie różni w porównaniu do takiego CoDa 4: Modern Warfare, który wyszedł cztery lata wcześniej. A nawet jeśli chodzi o frajdę z rozgrywki to stawiam CoDzika wyżej, bo i bardziej klimatyczne misje, tajne destanty z ekipą S.A.S. A w Homefroncie? Mamy 7 etapów zajmujących około dwadzieścia minut, które dają nam do zrobienia coś konkretnego z kilkoma niezmieniającymi się postaciami wokół nas. Nie przywiązujemy się do nich, bo za dużo charakteru nie mają, jeden lubi łamać rozkazy i się drzeć, drugi to komputerowy nerd, trzeci do kobieta, która czasem się zdenerwuje, poza tym czas spędzony w rozgrywce nam na to nie pozwoli. Gdy przechodziłem grę w wersji Steamowej zobaczyłem siedem rozdziałów i tak myślałem, że spędzę w tej grze trochę więcej czasu niż jeden dłuższy wieczór.
Ostatecznie polecam tą grę tylko kilku typom graczy – po pierwsze fanom pierwszoosobowych strzelanek, bo gra na tym polu działa bez większego zarzutu i do niczego nie można się przyczepić. Po drugie do fanów historii i przede wszystkim alternatywnych historii. Dla ludzi, którzy mają wieczór wolny i chcą w coś pograć również się nada, bo jak już wspominałem przejście jej to niewielki problem, chyba że na wysokim poziomie trudności. Osobiście zagrałem raz i już raczej nigdy do niej nie wrócę, dla mnie była to taka strzelanka na szynach, których na rynku nie brakuje, a sam osobiście wolę klimaty bardziej drugo wojenne.