Trzeba przyznać, że jeśli chodzi o Pokémony to jestem naprawdę zdrowo jebnięty. Obejrzałem niemal wszystkie odcinki serialu (jest ich ponad 950!) i zaliczyłem większość kinówek (20). Wszystko to zaczęło się na początku obecnego stulecia, gdy Polsat zaczął puszczać pierwsze cztery sezony na swoim kanale w ramach bajkowego pasma. I tyle wystarczyło – wsiąkłem w to, jak w martwe bagno. Oglądałem prawie każdy odcinek, a intro każdego z pierwszych sezonów znałem na pamięć i do dziś większość z nich wywołuje we mnie ciary. Niestety z czasem w/w program zaprzestał puszczania kolejnych odcinków, a rolę tę przejął Jetix i jego następca Disney XD, którzy niestety nie byli dostępni dla mnie bez odpowiedniego odbiornika, na który nie było mnie wstać. W 2013 roku przyszedł w końcu stabilny internet, który przez cały czas utrzymywał stałą prędkość. Zacząłem pobierać odcinki z jakiegoś hostingu, a następnie odpalałem je na telewizorze, by przypomnieć sobie ten czar, który był ponad 10 lat wcześniej. Potem moim celem stało się obejrzenie wszystkich odcinków, a następnie dokładne śledzenie serii wraz z nowymi odsłonami. Po 4 latach prawie udało mi się ten cel osiągnąć. W latach 2009-2013, gdy nie miałem dobrego dostępu do stabilnego łącza dowiedziałem się o emulatorze popularnej wtedy kieszonsolki Game Boy Advance, na którą wydano kilka wersji Pokémonów i można było niczym Ash Ketchum wcielić się w trenera – wybrać ulubionego startera (Charmander!!) i zacząć swoją podróż do regionie Kanto. Z czasem przeszedłem również wersję Crystal i Emerald, więc moim kolejnym celem miały być odsłony dziejące się w regionie Sinnoh, lecz niestety one operowały na nowszym urządzeniu Nintendo – DualScreen, a jego emulator strasznie dławił się na moim sprzęcie, więc ten temat odpuściłem. Dopiero niedawno mój zestaw komputerowy wyraźnie wkroczył na nowy poziom, a ja będąc akurat wtedy w sezonie 14 serialu skusiłem się na Pokémon Black będący adaptacją 5 generacji stworków. I tu również usiadłem na dłużej…
W Pokemon Black zostajemy wysłani do domu piątej generacji stworków, czyli regionu Unova. Nie odchodząc od standardowego schematu jesteśmy początkującym trenerem/trenerką, który ma rozpocząć swoją podróż i wybrać startera. Zaczynamy podróż, kolekcjonujemy drużynę, a także odznaki, w międzyczasie wtrącamy się w plany antagonistów – w tym regionie jest to Zespół Plasma, który pierze mózgi ludziom swoimi planami o stworzeniu własnego świata dla Pokemonów odseparowanego od ludzi. Tak naprawdę jest to tylko przykrywka dla ich niecnych planów. Oprócz nas do rywalizacji stanie także nasza dwójka przyjaciół – Cheren i Bianca, którzy trzeba przyznać są troszkę słabi i bez charakteru, jakby od początku wiedzieli, że nie będą mieli z nami większych szans przez co wiele brakuje im do takiego Garego z Fire Red. On był zawsze krok czy dwa przed nami do końca walczył z nami o prym w regionie, co nie udaje się rywalom z Black/White. O wiele lepiej wypada tutaj tajemniczy N, który jest liderem zespołu Plasma i spotykamy go często w trakcie podróży, lecz on jest wierny tezom głoszonym przez swoją organizację.
Sam region to bardzo ciekawe miejsce, jednak zbudowane na prostym schemacie – większość późniejszych miast skupiona jest wokół środka i aby dostać się z jednego do drugiego nie trzeba się wiele trudzić. Przypomina mi to bardzo region Kanto, gdzie jakaś połowa miast była rozmieszona na planie większego kwadratu i przechodzenie po między nimi nie sprawiało problemów. Początkowe miasta są również zbite niedaleko siebie, co prowadzi do szybkiej podróży między nimi. Poza tym Unova rozrosła się bardziej pewnie wraz z serialem animowanym, który trafił do emisji niemal rok po wydaniu gry dzięki czemu więcej terenu można obserwować w sequelu gry – Pokemon Black 2, gdzie dodano trzy miasta w lewym dolnym rogu, a także kilka na wschodzie. Fajnym zabiegiem wg. mnie był fakt, że na większej części Unovy występują tylko pokemony z tego regionu i nie ma śladu tam po żadnym wcześniejszym (poza wschodnią Unovą), co nadaje mu fajnego klimatu, bo trzeba przyznać lubię ten motyw skopiowany od Asha, gdzie nowy region to zupełnie nowa przygoa z zupełnie nowymi przyjaciółmi.
Muszę przyznać, że przed obejrzeniem serialu poświęconego tej generacji (sezony 14-16) oraz częściowemu ograniu gry byłem bardzo sceptycznie nastawiony do Pokemonów z nowszych generacji, bo ich design wydawał mi się dziwny – głównie przez to, że nie byłem wtedy na bieżąco z serialem i ciągle grałem w ukochane Fire Red. Ale po czasie stwierdzam, że trzymają one poziom i spośród nich bez większego problemu skompletowałem drużynę z którą podróżowałem. Z pośród starterów mój wybór padł na trawiastą Snivy ze względu na serial, gdzie takiego samego Pokemona miał Ash, a jej charakter tam jest po prostu boski i wpłynął tym na moją decyzję. Też przez to nie ewoluowałem mojego startera przez prawie całą grę, gdyż jej ostatnia forma – Serperior wg. mnie ma gorszy design niż pierwsza forma. Co do reszty to parę lat temu myślę, że wybrałbym Tepiga, bo kiedyś głównie stawiałem na typy ogniste w każdej generacji, lecz w miarę oglądania serialu to się zmieniło.
Mechanicznie gra to raczej to samo, co mogliśmy zobaczyć w Pokemon Platinum. Na moje szczęście i nieszczęście ograniczono liczbę ruchów Hidden Machine do 5, ale głównie przez to że wcześniejsze zamieniły się w Technical Machine, co moim zdaniem było zagraniem całkowicie idiotycznym, bo nie zawsze Pokemon któremu damy ten atak może nam się spodobać, lecz nie będziemy mogli zmienić decyzji, bo TMów można użyć tylko raz. Nowym rodzajem walk są tak zwane walki rotacyjne, gdzie nasi przeciwnicy wystawiają swoje trzy Pokemony przeciwko naszej trójce. Zasady są takie same jak w walkach 1 na 1, lecz tutaj możemy dowolnie żonglować Pokemonami, aby wystawiać tego, który na przykład jest skuteczny w walce z przeciwnikiem lub zgodny z naszą strategią. Problemem tych walk jest to, że jest ich bardzo mało i zdarzają się one w dużych odstępach. Pamiętacie przeczesywanie krzaczków w celu poszukiwania rzadkiego rodzaju stworka? W wersji czarnej opracowano nowy system szelestu. Polega ona na tym, że jeśli przebywamy dłużej niedaleko trawy, pływając na wodzie, czy chodząc po jaskini to na pewnej kratce obszaru pojawi się specyficzna animacja na przykład w/w szelestu czy kurzu wydobywającego się od kopiącego pokemona. Dzięki temu systemowi łatwiej jest złapać te rzadziej występujące Pokemony, gdyż występują one na takim obszarze zamiast bezsensownego szukania w trawie. Ja często wykorzystywałem ten system do levelowania swoich pociech. Problemem tego systemu jest tylko to, że w czasie dojścia na obszar występowania tego szelestu możemy zostać zaatakowani przez inny gatunek, a po walce wartość jest resetowana i musimy całą procedurę zacząć od nowa. Nowym bajerem jest również wprowadzenie pór roku zmieniających się w trakcie rozgrywki co kilkanaście, czy kilkadziesiąt dni, co wpływa znacznie na występujące pokemony – niektóre z nich spotykane są częściej zimą (głównie lodowe) niż latem. Nie szaleje również multimedialny gadżet Xtranseiver zastępujący Poketcha z DP, który bez podłączenia do internetu nie pokazuje wielu przydatnych informacji poza godziną. Czasami jedynie zadzwonią do nas nasi przyjaciele i przekażą nam różne informacje dot. tego co nas czeka, albo co musimy zrobić.
Grafika w grze to istny majstersztyk wyciskająca ostatnie krople z leciwego już DualScreena, a wcześniejsze odsłony serii Pearl/Diamond/Platinum wyglądają przy Black jak relikty przeszłości. Wszystkie Pokemony podczas walk są w pełni animowane, dodano wiele zmian kosmetycznych – na przykład jeśli nasz stworek zostanie uśpiony to zamknie oczy, a jeśli będzie sparaliżowany to wokół niego będą widniały wiązki elektryczności. Różnice widać przede wszystkim w miejscach takich jak Skyarrow Bridge, Castelia City czy Victory Road, gdzie serio dziwiłem się, że DS potrafił udźwignąć taką przestrzeń obracaną i skalowaną jednocześnie odpowiednio do pozycji gracza. Szczególnie widać to w Castelii – największym mieście Unovy, która jest podzielona na wiele ulic i tam ta funkcja używana jest najczęściej. Rozbudowano także koncept zdobywania odznak, gdzie w poprzednich częściach były to średniej wielkości obszary polegające na łatwym przejściu od wejścia do lidera. W Black dzięki grafice sale te są o wiele piękniejsze, a także bardziej funkcjonalne i w każdej z nich będziemy musieli rozgryźć system na którym opierana jest sala np. jedna z nich to wielka biblioteka po której musimy się przemieszczać klikając na odpowiednie przełączniki. Przeciwieństwem pięknej grafiki jest tutaj zdecydowanie trudność rozgrywki, która może sprawić trudności dziecku w wieku 5 lat, ale już wyżej to nie bardzo. Wielkie komnaty niektórych pomieszczeń prowadzą cię za rączkę i nawet w Victory Road trudno byłoby się zgubić przez liczne łatwodostępne przejścia. Brakowało mi tego aspektu z wcześniejszych generacji, gdzie gdy popełniłeś błąd to musiałeś się cofać do poprzedniej lokacji, a następnie wracać by wartość w kodzie zresetowała się i wszystko wróciło do stanu początkowego, a ty byś mógł zacząć od nowa.
Bardzo się cieszę, że zdecydowałem na zagranie w tą część, bo dała mi ona wiele satysfakcji podczas rozgrywki, a łapanie kolejnych kieszonkowych stworków było równie przyjemne, jak gdy pierwszym razem odpaliłem Fire Red kilka lat temu. Wspaniała grafika i ciekawa mechanika to na pewno plusy tej gry, które przyćmiewają wymienione przeze mnie wady, a przejście gry to jedna wielka satysfakcja. A ja co? Chyba muszę w końcu zacząć przechodzić Pokemon Platinum, bo wcześniej nie było okazji.