Po EURO 2016 emocje już opadły i chociaż dziś mówi się o Francji znów głównie w smutnym kontekście to warto wrócić do tej pięknej imprezy, która pozwoliła Francuzom i ogólnie Europejczykom zapomnieć o tym co złego działo się u nich w ostatnim czasie. Wreszcie ME były także wielką imprezą sportową i niecodziennym spektaklem, który za sprawą naszych piłkarzy trwał nieco dłużej niż zwykle dla niedzielnego, polskiego kibica, nie interesującego się na co dzień futbolem, a i Ci bardziej wprawieni nie powinni czuć się zawiedzeni.
Przed mistrzostwami apetyty były duże. Nie ma co się z resztą dziwić. Udane eliminacje za sprawą naszej kadry z niezwykle skutecznym Lewandowskim na czele dały nadzieję na coś więcej niż legendarne już od kilku lat minimum na wielkich piłkarskich imprezach – wyjście z grypy. Z resztą przy obecnym systemie rozgrywek, gdzie przechodziło także parę zespołów z 3 miejsc, zadanie to było stosunkowo prostsze. Nie mniej trzeba to było pokazać na boisku. Zaczęło się bardzo dobrze. Mecz z Irlandią Północną zagraliśmy koncertowo, w końcu narzucając własny styl, a nie czekając na potknięcie rywala. Sam trener drużyny przeciwnej był wyraźnie zaskoczony naszą dyspozycją co z resztą odbiło się na jego podopiecznych. Później ciężki bój z Niemcami, w którym walczyliśmy jak równy z równym (tu można się spierać, czy to Polska wskoczyła na taki poziom, czy to Niemcy zagrały tak.. średnio) zakończony w sumie sprawiedliwym podziałem punktów. No i przyszedł 3 mecz, który od dobrych kilkunastu (kilkudziesięciu?) lat nie był meczem tylko o pietruszkę. Udało się zwyciężyć i zapewnić sobie wyjście z dobrego miejsca. Następnie męczarnia ze Szwajcarią zakończona szczęśliwym konkursem jedenastek oraz mecz o możliwość wejścia do fazy medalowej – z Portugalią. Wielu twierdzi, że w meczu z późniejszymi mistrzami Europy byliśmy lepsi. Tego nie potwierdził niestety wynik. Polska odpadła w ćwierćfinale Mistrzostw Europy.
Jeszcze parę miesięcy temu powyższe byłoby nie do pomyślenia. Podobnie jak niedosyt po meczu z Niemcami czy Portugalią. Jest to dobry znak dla tej ekipy. Dobry znak dla nas, bo w końcu naszą główną pieśnią przestało być słynne nic się nie stało większości polskich kibiców. Prognozy na dalszą ścieżkę reprezentacji malują się raczej w pozytywnych barwach. Pokazało się kilku młodych piłkarzy, względnie nikt nie zawiódł i może tylko tych setek Milika szkoda Wszystko to sprawia, że mistrzostwa trwały dla nas nieco dłużej niż zwykle. No i w sumie dobrze. W końcu taki turniej nie zdarza się codziennie, a czasem nawet nie co 2-4 lata.
Mistrzostwa wygrała Portugalia. Co prawda nie przeszła przez ME jak burza, lecz była wystarczająco skuteczna w najważniejszych momentach, a to już bez wątpienia domena mistrzów. Osobiście cieszę się z takiego przebiegu spraw z kilku względów. Było to swojego rodzaju oddanie im należnego za ME z 2004 roku, które niewątpliwie powinni wygrać. Jak to ktoś ładnie mniej więcej skwitował: Portugalia bez wątpienia miała lepsze generacje swoich jedenastek, ale żadna z nich nie wygrała tak ważnego pucharu. Drugim plusem jest postać Cristiano Ronaldo – niewątpliwie jednego z najlepszych piłkarzy przynajmniej XXI wieku. W swoim dorobku nie miał żadnego, tak dużego trofeum z reprezentacją, a bez wątpienia na takie coś zasługiwał, podobnie z resztą jak wielu innych portugalskich piłkarzy, dla których było to coś na wzór zwieńczenia kariery. Jego postać okazała się niezwykle cenna w samym finale i co ważniejsze, nie ze względów typowo sportowych umiejętności. Jeszcze w pierwszej połowie organizm odmówił mu posłuszeństwa. Tak długi sezon klubowy, zwieńczony jeszcze przecież wygraniem LM miał na to ogromny wpływ. Swoją drogą jego kontuzja na tych mistrzostwach to jeden ze smutniejszych obrazków światowego futbolu. Na szczęście z happy endem. Pod koniec przejął praktycznie rolę trenera i to on mógł podnieść ten puchar, którego całe zachodnie wybrzeże półwyspu Iberyjskiego tak bardzo wyczekiwało.
Wszystko to oczywiście spoko, ale dla nas – co najważniejsze – nie odpadliśmy wreszcie z byle kim i to po meczu, za który z perspektywy czasu nie musimy się wstydzić. Szkoda może tylko Dudka – on na pewno by te wszystkie karne obronił.