Kategoria: Piterus

Bezpieczeństwo w internecie

Temat wałkowany już na miliony sposobów, ale warto wspomnieć trochę o bezpieczeństwie w internecie, bo wiele osób o tym zapomina. Z perspektywy jakiegoś tam doświadczenia administracyjnego czy ogólnie użytkownika internetu postaram się nakreślić najczęstsze błędy i obszary na jakich występują.

Punkt 1: Hasła

Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że hasło jest podstawowym zabezpieczeniem naszych kont. Niestety, dość często podchodzimy do tego trochę zbyt luźno, idziemy na łatwiznę. Używamy haseł takich samych jak login/nick, bądź takich standardów jak 123456, password, haslo, qwerty czy inne takie. Jeśli masz któreś z tych haseł, lepiej je zmień! Z tym ściśle wiąże się także fakt posiadania różnych haseł na różnych stronach. Też nie mówię, żeby tworzyć nie wiadomo jakie enigmowe kody, ale warto nie mieć tego samego hasła wszędzie, bo nawet niechcący jedno wypłynie i wszystko siada. Jeśli zapamiętanie większej ilości sprawia nam problem, można zawsze spisać je nawet na kartce i mieć u siebie w bezpiecznym miejscu. Proste rozwiązanie, ale serio, skuteczne. Później z czasem, przy częstszym użytkowaniu zapamiętanie i tych trudniejszych nie będzie sprawiać nam większego problemu.

Punkt 2: Mail

W dzisiejszym świecie dość prosto dojść do różnych rzeczy właśnie po adresie poczty. Dobrym pomysłem jest posiadanie kilku „poczt”, przykładowo mieć jedną do takich mniej oficjalnych rzeczy, a inną bardziej reprezentatywną. Również warto zwrócić uwagę jakie informacje udostępniamy samym adresem. Trochę jak w tym kawale:

  • Ej koleżanko, ile masz lat?
  • No wiesz, kobiet się nie pyta o takie rzeczy!
  • Okej, to w takim razie podaj mi swojego maila.
  • karo1996@……

Mniej więcej tak to wygląda. Z resztą nie mowa tylko o samej nazwie. Na poczcie są takie rzeczy jak dane nadawcy np. gdzie często umieszcza się swoje dane osobowe, adres i inne takie. W przypadku poczty „nieoficjalnej” czy faktycznie jest to niezbędne? Nie sądzę.

Punkt 3: Facebook

Nie ma co ukrywać, że ten portal społecznościowy rządzi i dzieli na obecnym rynku i spora część z nas posiada tam swój profil. Ogólnie warto przemyśleć czasem jakie rzeczy udostępniamy innym. Dość kontrowersyjne zdjęcia mogą z czasem narobić nam sporo problemów, a przynajmniej sprawić, że będziemy się nieźle wstydzić. Nie udostępniajmy również „dziwnych rzeczy” pokroju rzygającego kota, bo to źle o nas świadczy. Ograniczmy także zdjęcia np. dzieci czy bliskiej rodziny, która być może średnio chce znaleźć się na tej platformie. Przemyślmy też czasem kwestię dzielenia się swoimi poglądami ze światem. Nie mówię by siedzieć cicho czy coś, ale jak ma się strzelać jakimiś, nie wiem, rasistowskimi tekstami czy coś w tym stylu to lepiej zachowajmy to dla siebie.  Wgl zauważyłem że, mało kto monitoruje „widoczność” rzeczy na Facebooku, bo praktycznie w tym jest cały szkopuł, bo żeby nie było – sam dzielę się różnymi rzeczami, ale staram się przede wszystkim weryfikować co do kogo trafi. Absolutnym minimum jest ustawienia wszelkiej widoczności z „publiczne” na „tylko dla znajomych” chyba, że serio chcemy, by dowiadywali się o nas jakieś randomy z internetu. Ogólnie w tym punkcie warto nawiązać także do wcześniejszej poczty. Na FB jest coś takiego, że można znaleźć „znajomych” po ich mailu. Wstawiając na jakąś podrzędną stronę swój mail, np. przy rejestracji (swoją drogą patrzmy, gdzie co podajemy), narażamy się na znalezienie nas przez osoby, które nas znaleźć być może nie powinny. Warto tę opcję również zarezerwować tylko dla bliższych osób.

Punkt 4: Dane osobowe

Przynajmniej ja jestem dość wyczulony na tym punkcie. Średnio chcę, by ktoś niepowołany znał moje nawet podstawowe dane. Tymczasem spora część użytkowników chyba nie wie jakie mogą być tego konsekwencje. Przykład – gramy ostatnio na multi, wbija jakiś dość młody gość (tak, da się to czasami wyczuć) i z miejsca pisze: „ej siema, znajdźcie mnie na fb nazywam sie tak i tak”. No kurde, po co to. Nie mówię tego w rozumieniu, że ktoś nas zaraz dojedzie po nazwisku, podjedzie pod szkołę/cokolwiek i porwie na Kamczatkę, bo nie, ale stosujmy do nieznajomych zasadę ograniczone zaufania – zawsze trochę lepiej można na tym wyjść.

Punkt 5: Znajomości

Prawda jest taka, że w internecie możemy być każdym. Warto być ostrożnym w kontaktach, jeśli już przechodzimy coś dalej. Wiadomo, zależy to też od poziomu relacji, bo nie ma co aż tak ludzi z internetu demonizować – często jest to miejsce, gdzie można poznać fajnych ludzi o podobnych zainteresowaniach i sam mam takich, ale miejmy po prostu wspomniane gdzieś tam wyżej ograniczone zaufanie. Jeśli ktoś nie jest sprawdzony, jakkolwiek to brzmi, to nie ma co się mocno angażować czy dzielić nie wiadomo czym. I w sumie wszystko to co w poprzednich punktach – najzwyczajniej uważajmy jakimi informacjami się dzielimy.

Oczywiście nie mówię tego wszystkiego po to żebyśmy popadli w jakąś paranoję i zamknęli się na wszystko. Po prostu miejmy rozum i nie dajmy się tak łatwo wyrolować, bo nikomu z nas nie jest to absolutnie potrzebne, a warto być mądrym przed szkodą, a nie jak to mówi piękne staropolskie przysłowie, po fakcie. Tyle.


Pokemon – powrót do korzeni

Marka Pokemon w 2016 roku obchodziła swoje 20 urodziny i chociaż dziś przez młodych utożsamiania jest głównie z mobilną wersją GO czy też za chwilę pewnie z wersją DUEL, to większość ludzi w +/- moim wieku dalej tęskni za pierwszymi odsłonami anime i chętnie chłoną wszystko co nimi związane (o ile wgl w dalszym ciągu są zainteresowani tematem). Dobrym przykładem była 4-odcinkowa seria Origins, która ściśle bazowała na na pierwszych odsłonach gier, głównie na Pokemon Red. Jakiś czas temu w internecie pojawiła się krótka zapowiedź nowego pełnometrażowego filmu o kieszonkowych potworach, ściśle nawiązującego do początków serii. Co z tego wyjdzie, czas pokaże. Sam mam na VHS trzy kasety z Pokami – dwie z dwoma pierwszymi filmami, a trzecią z odcinkami jak łapie startery. Tak w sumie to właśnie sobie uświadomiłem, że mam ogólnie prócz tego sporo podobnych fanowskich gadżetów typu komiksy, tazo, figurki czy nawet.. słynny pokedex! Może się kiedyś tu tym pochwalę jako prawdziwy fan haha.

Swoją drogą, akurat w jubileuszowym roku udało się przekonać twórcę oryginalnego motywu muzycznego do ponownego wykonania w studyjnych warunkach, czego efekty możemy usłyszeć tutaj. Niestety nasz rodzimy Janusz Radek dalej nie chce, miło wielu próśb. Szkoda.

A czy Wy macie jakieś wspomnienia z Pokemonami? Piszcie!


Byłem na Gwiezdnych Wojnach!

15 grudzień 2016 roku był bardzo ważną datą dla wszystkich fanów Gwiezdnych Wojen w Polsce. Tego dnia swoją premierę miał pierwszy film z tzw. historii, czyli opowieści nienależących tak ściśle do głównego wątku klanu Skywalkerów czy też ogólnie rycerzy Jedi. W tym wypadku jest to osobna, zamknięta opowieść dziejąca się przed Nową nadzieją i pokazująca w sumie całkiem sporą genezę różnych późniejszych kanonicznie zdarzeń. Na premierze tej znalazłem się także i ja po w sumie dość długiej przerwie od jakiegokolwiek seansu w kinie, ale takiej okazji przepuścić nie mogłem. I to jeszcze w 3D. W końcu wpływ Star Wars na światową popkulturę jest tak duży, że praktycznie każda kolejna premiera staje się wręcz wydarzeniem historycznym. Nie, nie będzie spoilerów. Będzie krótko.

Moc jest we mnie silna, a ja jestem silny Mocą!

Łotr 1 najprościej mówiąc opowiada historię szeregowych ludzi podczas trudnego czasu, jakim bez wątpienia był wielki konflikt i plany związane z budową Gwiazdy Śmierci. Mamy tu wgląd w różne środowiska, w ludzi na różnych stanowiskach po różnych stronach barykady, da się wyczuć ciężkie nastroje panujące w tamtym okresie. Film stylistycznie nawiązuje do starej trylogii – dużo kurzu, brudu i ogromnych machin strzelających blasterami na prawo i lewo. Nastrój budowany jest tu także świetną muzyką – nieco inną niż standardowo, jednak nie mniej udaną i niezwykle prasującą do realiów. Bałem się polskiego dubbingu, ale także i w tym aspekcie było naprawdę nieźle. Film jest znacznie lepszy od Przebudzenia mocy i nawet nie ma co się zbytnio nad tym rozwodzić. Jest to dojrzalsza, pełna emocji część, inna niż najnowsze odsłony. Nie tylko od VII, ale i ogólnie od I-III, co wychodzi jej jedynie na dobre.

Ogólnie całość przypomina nieco tutorial w najnowszym Battlefield 1 jak ktoś się orientuje, ale to tylko moje luźne odczucia. Rogue one, na co warto zwrócić uwagę, jest przede wszystkim bardzo dobrym filmem wojennym ze wszystkim co się z tym wiąże. To już nie jest kolorowa baśń o rycerzach w kosmosie. To opowieść o pięknym bohaterstwie cywili, nie superbohaterów, z wieloma niezwykle ważnymi odniesieniami do ważnych spraw także dzisiejszego świata. Tym bardziej ze względu na swoją odrębność polecam go nie tylko fanom Gwiezdnych Wojen (oczywiście Ci zyskają najwięcej, smaczków co niemiara), a każdemu kto chce obejrzeć kawał naprawdę dobrego, porządnego kina. No i finałowa scena – warto obejrzeć film choćby tylko dla tych kilkudziesięciu sekund Ciary!


Żegnaj 2016, witaj 2017!

Przełom nowego i starego roku zawsze jest dobrym czasem, by pokusić się o pewne podsumowania. Niby pora dobra jak każda inna, ale z racji, że zmiana cyferki w dacie przyjęła się jako coś bardzo ważnego, to nie ma sensu z tym jakoś usilnie walczyć, tylko poddać się temu, bo w sumie czemu nie.

W 2016 roku postanowiłem wrócić z ViceClubem (czyli tworem, na którym właśnie jesteś), który niby już tam kiedyś był, jednak dalekie było to od obecnej formy. Z perspektywy czasu widzę, że obecnie jest znacznie lepiej praktycznie pod każdym względem – zarówno mojego (hue) warsztatu jak i samego silnika na którym opiera się strona. Na stronie od 11 lutego pojawiły się 24 wpisy, co nie jest może jakimś super wynikiem – daje nam to średnio 2 wpisy na miesiąc, a i tak wiadomo, że jedne mniejsze, inne większe, jednak i tak jestem względnie zadowolony. Cały czas dążę do tego, by strona ta stała się swojego rodzaju portofio jakiś tam moich wypocin, czasami może podprogowych przemyśleń. Chciałbym, by w nowym roku pojawiła się tu jeszcze większa regularność, jednak nie ma co z góry takich rzeczy zakładać – czas pokaże jak będzie, nie mniej postaram się dołożyć wszelkich starań, by to wypaliło. Byłoby naprawdę fajnie.

Konkretnie dla mnie rok 2016 był udanym rokiem pod wieloma względami. Nie chciałbym się tu wdawać w szczegóły z jakiegoś mojego życia czy coś, ale sporo rzeczy na różnych płaszczyznach mi po prostu wyszło, z czego jestem najzwyczajniej szczerze zadowolony. Smutne momenty wiążą się głównie z odejściami różnych osób. Świat w mijającym roku pożegnał wiele sław czy autorytetów, ale odeszło również wielu anonimowych dla świata, ważnych konkretnie dla nas osób. Oby w kolejnym, takich momentów było znacznie mniej.

Wszystkim i każdemu z osobna, którzy odwiedzają tę stronę, życzę wszystkiego najlepszego w nowym roku. Spełnienia marzeń oraz byście czerpali radość nawet z najmniejszych rzeczy, bo właśnie to nadaje życiu sens.

Pozdrawiam!


TOP 10 gier konsoli Pegasus

Wielu za pewne wie, że moją ulubioną konsolą do grania jest Nintendo Entertainment System, czego odpowiednikiem u nas w Polsce był nasz rodzimy Pegasus. Zajmuje on zaszczytne miejsce obok m.in. kaset VHS czy tazosów z chipsów jako symbole mojego dzieciństwa. Konsola ta towarzyszyła mi praktycznie odkąd pamiętam. Także i dziś, w chwilach nostalgii czy chęci zaczerpnięcia akurat tej formy rozrywki, sięgam po nią niezwykle chętnie. Było tak m.in. także i wczoraj. W związku z tym postanowiłem sporządzić tu moje subiektywne TOP 10 gier w jakie udało mi się zagrać. Zapraszam, może i komuś również przypomni się coś ciekawego. Lista sporządzona jest +/- od miejsca 10 do 1, ale zastrzegam sobie, w razie by mi kiedyś coś się pozmieniało, że jest to na ten konkretnie moment, chociaż w sumie nie sądzę, by były jeszcze jakieś zmiany

Miejsce 10: Tiny Toon Adventures 2

Listę otwiera dosyć niepozorna pozycja od Konami. Po pierwszej typowo platformowej odsłonie Tiny Toon Adventures przyszedł czas zmianę. Tytuł składa się z 4 etapów, które musimy zrobić w dowolnej kolejności, by dostać się do 5, przypominającego poprzednią część poziomu. Tytuł w sam raz na rozgrzewkę każdego większego grania, każdy poziom odznacza się do tego jakimś tam poziomem trudności, który musimy sami wyczuć. Oczywiście gra nawiązuje do popularnego serialu z kanonu animacji Stevena Spielberga.

Miejsce 9: Balloon Fight

Balloon Fight od Nintendo jest chyba najcieplej wspominaną przeze mnie grą na Pegasusa, mając na myśli gry multiplayer (no może jeszcze jeden tytuł, ale nie czas na to). Jest to kolejna dość prosta gierka z dość unikatową mechaniką ze względu na umieszczenie w grze.. balonów, które zachowują się nieco inaczej biorąc pod uwagę grawitację i takie rzeczy. Naszym celem jest najprościej mówiąc destrukcja naszych przeciwników, a raczej uniemożliwienie im latania. Oczywiście jest tu także wiele zmiennych, które należy wziąć pod uwagę takie jak rekin w jeziorku czy możliwa burza jeśli z naszymi działaniami będziemy zbytnio zwlekać. Naprawdę sensowny tytuł zarówno na dwóch jak i w kampanii singleplayer.

Miejsce 8: Super Robin Hood

No i zaczynamy poważne granie. O powadze tytułu Super Robin Hood od Codemasters niech zaświadczy fakt, że gra ta znalazła się na „złotej czwórce”, czyli niezwykle pożądanym kartridżu wśród każdego fana Pegasusowego grania. Jest to niezwykle udana platformówka z genialną oprawą audiowizualną, która potrafi być naprawdę wymagającym tytułem. W grze tej wcielamy się w rolę tytułowego Robin Hooda, który musi dojść/ocalić swoją księżniczkę, a zadanie to nie należy do najprostszych. By przejść tę grę szykujcie się na naprawdę sporo godzin spędzenia czasu z tą kultową, głównie dzięki filmom, postacią.

Miejsce 7: Code Name: Viper

Gra znana również jako Ningen Heiki Dead Fox powstała pod szyldem firmy Capcom. Chociaż nie jest jakoś super znana to jest jedną z najlepszych strzelanej na Nintendo Entertainment System z odrobiną całkiem niezłej kombinatoryki taktycznej. W grze wcielamy się w agenta rzuconego w sam środek zawirowań Ameryki Południowej. Stosunkowo wysoki poziom trudności zapewnia całkiem długą i wymagającą rozgrywkę w walce z lokalnym syndykatem.

Miejsce 6: Super Mario Bros.

Tytuł ten musi znaleźć się w każdym podobnym top jak ten. Flagowy tytuł od Nintendo czyli Super Mario Bros. to już tytuł wręcz legendarny, który wszedł do kanonu najważniejszych gier video w historii. Perypetie tytułowego hydraulika zostały nas wręcz zalane – chyba każda osoba miała ten tytuł w swojej kolekcji w różnych odsłonach. Mimo, że u mnie z różnych względów dopiero na 6 miejscu to i tak bez wątpienia był to tytuł przełomowy, a pod wieloma względami bez wątpienia wybitny.

Miejsce 5: Duck Tales

Moją pierwszą piątkę otwiera Duck Tales od firmy Capcom. Według serwisu IGN jest to 10 najlepsza gra na 100 najlepszych wydanych na konsolę NES. Niezwykle barwna zarówno pod względem grafiki, muzyki czy samej rozgrywki gra z wujkiem Sknerusem w roli głównej to tytuł obowiązkowy dla wszystkich fanów dobrych platformówek. Tytuł ten bez wątpienia potrafi zapewnić wiele radości dla nawet najbardziej wymagającego fana retro grania.

Miejsce 4: Ice Hockey

Ice Hockey od Nintendo to dla mnie najlepsza sportowa gra na tę konsolę. Pod względem rozgrywki i przyjemności z grania (głównie na dwóch) przebija chyba wszystkie ówczesne „symulatory” innych dyscyplin sportowych. Możliwość rozegrania takiego klasyku jak mecz USA vs ZSSR czy też nawet objęcie naszej rodzimej reprezentacji to coś naprawdę niezwykłego. Przygotujcie się na przepiękne bramki oraz wielkie emocje podczas fantastycznie zrobionych rzutów karnych!

Miejsce 3: Prince of Persia

No i mamy TOP 3. Jordan Mechner ze swoim Prince of Persia pozamiatał swojego czasu wszystko co możliwe pod względem oddania realnych ruchów postaci w grze i bardzo wysoko postawił poprzeczkę dla późniejszych twórców. Wcielając się w rolę tytułowego księcia mamy godzinę czasu rzeczywistego na przejście gry. Gra ta była idealnymi podwalinami pod późniejszą serię piasków czasu czy też np. późniejszą odsłonę z 2008 (chyba nawet bardziej do tej części właśnie ze względu na swoją baśniową opowieść) czyniąc z serii jedną z najbardziej popularnych marek w historii.

Miejsce 2: Batman: The Video Game

Miejsce drugie nie mogło należeć do nikogo innego jak do Mrocznego Rycerza dzielnie broniącego Gotham od 1939 roku. Produkt marki SunSoft to dla mnie absolutnie najlepszy soundtrack w historii gier na NESA, jak również rewolucyjny tytuł od względem wielu mechanik, cutscenek czy też ogólnego budowania klimatu, którego bez wątpienia tu nie brakuje. Świetna gra, która jak to ktoś określił, doczekała się swojego godnego następcy dopiero teraz przy wydaniach Batmana na PC.

Miejsce 1: Contra

Wybór nie mógł być inny. Koronny tytuł Konami to chyba jedyna gra której serio podjąłbym się speedruna. Niewątpliwy klasyk i jedna z najbardziej rozpoznawalnych gier w historii. W Polsce sławna głownie dzięki kartridżowi 168in1, który był standardowym wyposażeniem każdego Pegasusa – swoją drogą na allegro ceny tej dyskietki sięgają 100 złotych. Historia Billa i Lance’a ratujących świat przed inwazją obcych uczyniła tę grę jedną z najlepiej sprzedających się gier w historii. Nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby ścieżki dźwiękowej z 1 poziomu gry. No i ten znakomity multiplayer! Dla mnie absolutnie najlepsza gra nie tylko na Pegasusa, ale ogólnie w historii gier video.

Tak przedstawia się moje top, a jakie były Wasze ulubione tytuły? Zapraszam do komentarzy i ocen!