Kategoria: Piterus

Wizualizacja mocno

Krótkie przemyślenie raczej.

Jakiś czas temu w internecie głośnym tematem była tzw. wizualizacja marzeń. Trochę a propos, a trochę tak o, przypomniała mi się pewna historia, której niedawno byłem świadkiem. Autentyk, serio.

Lokalna galeria, niedziela czy inny wolniejszy dzień, siedzę sobie gdzieś czy tam miotam się miedzy kolejnymi sklepami czyhającymi na klienta, widzę taką scenkę. Dziecko znudzone zakupami siada sobie do takiego autka, co tam trzeba wrzucić dwa złote i dzieją się rożne rzeczy wtedy, gra, świeci i tak dalej. No i co, prosi mamę czy tam tatę żeby mu te 2 złote dali, bo bez tego to nie działa. Na to rodzic odpowiada: to wyobraź sobie, że działa.

:|


Run, Mario, Run!

Ostatnimi czasy trochę wypadłem z rynku gier mobilnych. Na moim telefonie nie gości na stałe żadna produkcja i nawet nie z powodu, że odpuściłem granie tego typu, co najzwyczajniej z braku interesujących mnie tytułów. Dziś jednak, w chwili między jednym zadaniem życiowym, a drugim (hue), gdy wbiłem przy okazji aktualizacji programów na Google Playsklep przypomniał mi, że dziś swój debiut na Androida przeżywa najsłynniejszy hydraulik gier wideo. Super Mario Run, witamy na pokładzie!

Początkowo gra była zaplanowana jedynie na urządzenia z iOS, jednak z góry wiadome było, że Android jest tylko kwestią czasu. Kilka miesięcy po premierze na iPhonach, gra zawitała także na oprogramowaniu od Google. Szczerze, nie spodziewałem się tam wielkich fajerwerków, ale Mario to Mario i sprawdzić przecież trzeba.

Gra wita nas dość szybkim przejściem do rozgrywki, która jest bardzo uproszczona względem tego co znamy z innych konsol – ogranicza się jedynie do klikania w odpowiednich momentach w ekran. Zasadniczo jest to typowy runner jakich wiele na markecie od kilku lat, jednak zauważalnie lepiej zrobiony, z bardziej profesjonalną otoczką. Warstwa audiowizualna stoi na naprawdę przyzwoitym poziomie, a same poziomy są zaprojektowane w taki sposób, że widać, że ktoś musiał nad nimi nieco posiedzieć. Widać wiele nawiązań do części znanych z innych konsol co powoduje, że poszczególne elementy na ekranie mogą spowodować uśmiech na twarzy, z resztą ogólnie fabuła opiera się na tym samym co wszystkie inne części. Trochę pobawić się można, nie można tego odmówić. Trochę, dobre słowo.

Szybciej niż myślimy, zaczynają pojawiać się problemy niczym ciemna chmura rozciągająca się nad całym rynkiem współczesnych gier mobilnych. Darmowa gra to tak naprawdę.. demo pełnoprawnego tytułu, do którego dostęp kosztuje nasze portfele 45 złotych, co jest dość wygórowaną kwotą jak na grę tego typu. Do dyspozycji w darmowej części mamy jedynie pierwszy świat, co daje nam 4 poziomy, z czego aby dostać się do ostatniego musimy „wymaksować” 3 poprzednie tj. zebrać odpowiednią ilość specjalnych monet danego koloru. Oprócz głównej linii fabularnej mamy też swojego rodzaju wyzwanie, czyli przechodzenie poziomu z „duchem”, którego musimy pokonać pod względem ilości zdobytych punktów. Mamy też tryb pokroju Magic Land z Facebookagdzie to za punkty (lub pewnie $$$) budujemy swoje małe królestwo, czego, przynajmniej ja, nie szukam w grze tego typu, z resztą nad obydwoma dodatkowymi trybami przeszedłem praktycznie bez zainteresowania. Trochę nie pasuje mi też, że do poprawnego działania gry musimy mieć cały czas dostęp do internetu, bo jednak nie zawsze ten dostęp jest. Niby walka z piractwem, ale bez przesady.

Podsumowując, darmową część gry myślę że warto sobie przejść, traktując ją trochę jako ciekawostkę i jakiś tam powrót do początków serii + to, że jest dość dobrą grą pod względem rozgrywki, ale wydawać ponad 40 złotych na pełną wersję to już przedsięwzięcie nieco ryzykowne, na które nie wszyscy się zdecydują. Osobiście dla mnie Mario to i tak głównie NES – zdecydowanie to tam ta legenda gier video rozwinęła swoje skrzydła najmocniej i jakikolwiek atak na inne platformy tego już w moim mniemaniu najzwyczajniej nie przebije.


Lecimy w kosmos!

I to wcale nie będzie łatwa podróż.

2001: Odyseja kosmiczna Stanleya Kubricka, bo tym się dziś zajmiemy, jest dziełem trudnym do omówienia. Wokół tego filmu, na przełomie niespełna pół wieku, urósł już niemały kult, a sam film daje widzom wręcz nieograniczone pole manewru do interpretacji mnogością elementów. Tak, film z 1968 roku wyprzedził swoją epokę i oglądając go wcale nie mamy wrażenia oglądania czegoś co się jakoś mocno zestarzało. Od filmu wieje charakterystyczny Kubrickowski uniwersalizm, nie tyle pomysłu czy konwencji, ale samego świetnego technicznie wykonania. Niech o pewnym poziomie świadczy fakt, że istnieją miejskie legendy, że to on „stworzył” pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu. Swoją drogą wiele za tym przemawia – lata bardzo podobne i tak dalej, ale nie będziemy przecież dokładać swojej cegiełki do i tak wielkiego kopca teorii spiskowych

W bardzo dużym uproszczeniu jest to film z gatunku science fiction, chociaż na próżno szukać w nim laserów, jakiś monstrów, super mocy czy czegokolwiek takiego. Jest to filozoficzna opowieść o powstaniu człowieka, jego ewolucji i hipotetycznych dalszych losach gatunku. Odnajdziemy tu wiele pytań, ale nie poznamy żadnej odpowiedzi, albo inaczej – odpowiedzi nie ma dać nam film, to my sami sobie mamy odpowiedzieć wedle własnej obserwacji.

Film luźno składa się z 4 części: pierwsza Świt ludzkości mówiąca nam o początkach człowieka na Ziemi, następna z wyprawy na Księżyc miliony lat później w 1999 roku, trzecia z misji na Jowisza półtora roku po tym oraz ostatnia Jowisz i poza nieskończonością. Wszystkie cztery łączy pewien znaczący element – monolit (taki blok skalny), który ewidentnie wyprzedza ówczesne sobie czasy – tu ukazany jako symbol wiedzy, większej siły, cywilizacji, mądrości, Boga – jak kto woli. Kto ma z nim styczności przeżywa swojego rodzaju przejście o poziom wyżej.

Sam film wita nas 3 minutową sekwencją ciemnego tła i niepokojącego dźwięku w tle. Wgl w filmie jest mnóstwo podobnych scen, które trwają po kilka minut pokroju leci/płynie statek czy idzie sobie jakiś typ. Jak ktoś nie ma tyle cierpliwości do takich scen to może być ciężko. Niemniej jest w tym na serio, sporo uroku i nieustającego niepokoju. Można za to łatwiej zwrócić uwagę na niektóre elementy.

Dużą rolę odgrywa tu ścieżka dźwiękowa oparta na muzyce klasycznej, nie bez powodu film ten przyrównuje się do opery. Mamy tu także sporo scen po prostu.. ciszy. Pierwsze słowa w filmie padają chyba gdzieś na oko 20-25min po starcie filmu. Chyba wszyscy kojarzą ten nieśmiertelny motyw, którym wita nas intro wyżej.

Rola aktorska to dla mnie głównie popis samego głosu podkładanego pod sztuczną inteligencję. Scena odłączenia maszyny równa chyba jedynie podobnym jak przy Zielonej Mili.

I tu chyba najcięższe, interpretacja. Dla mnie film jest symbolem jak bardzo człowiek marnuje możliwości jakie dostał, bez znaczenia od kogo/czego. Pokazuje jak bardzo „z tyłu” jest nasz gatunek niezależnie jak bardzo by się rozwinął, jakiejkolwiek technologii by nie wymyślił – zawsze będzie o krok za wspomnianym „monolitem”, bo nie to jest celem tego skoku technologicznego/intelektualnego jaki on daje. Czym różni się wspomniana, przełomowa kość od obecnej broni jądrowej? Tu nawet nie chodzi czy jesteśmy wierzący czy nie, czy wierzymy Darwinowi czy swojej religii. Tu chodzi bardziej o to, że większą część rzeczy jakie dostajemy obracamy w coś złego, o to, że rządzą nami głównie instynkty jak tymi małpkami bijącymi się o wodę czy mięso, a chyba powinniśmy być nieco wyżej pod tym względem, czyż nie? I samo to jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej tego filmu! Filmu, dla którego kosmos i technologia nie były taką „codziennością” jak dla nas i teoretycznie powinien czuć się na tej materii znacznie mniej pewnie niż my. Sam seans staje się swoistą medytacją nad genezą i fundamentami świata, czemu sprzyjają te wspomniane wcześniej, względnie przydługawe sceny.

Film naprawdę warty zobaczenia. Bez wątpienia należy do kanonu dzieł ponadczasowych i dlatego, jeśli nie ze względów naukowych czy egzystencjalnych to po prostu dobrze obejrzeć ten film, by widzieć skąd wzięły się te wszystkie odniesienia popkulturowe, których mnóstwo w wielu lepszych czy gorszych filmach współczesnej kinematografii. Polecam.


Najlepsze kanały na YouTube: Nieprzygotowani

Zasadniczo nie oglądam seriali. Przynajmniej teraz. Kiedyś wpadały różne serie, ale jednak trzeba poświęcić na to trochę czasu żeby ukończyć jakiś w całości, a tego niestety nie mam tyle ile bym chciał. Trochę czasu spędzam za to na YT i to tam od listopada wsiąkłem w pewien twór.

Nieprzygotowani to kanał produkcji naszego rodzimego giganta śmiesznych filmików w internecie – AbstrachujeTV. Tym razem jest jednak trochę bardziej poważnie, momentami nawet merytorycznie. Oczywiście dalej można odnaleźć tu sporą dawkę przerysowanego humoru, na który należy spojrzeć z przymrożeniem oka,nie mniej jest naprawdę nieźle i można się wręcz momentami jakoś utożsamić z postacią. Tematem wiodącym kanału są perypetie świeżo upieczonych licealistów, a zwłaszcza młodego Berkowskiego, dla którego liceum ma być szansą na nowe, bardziej udane życie. Każdy odcinek jest o czymś innym, jednak główna oś jego perypetii tworzy nam pewną spójną całość. W Nieprzygotowanych poznajemy zupełnie nowe twarze, ale możemy odnaleźć także gościnne występy innych zaprzyjaźnionych z kanałem twórców co dodaje tu pewnego smaczku.

Oczywiście same nasuwają się porównania z Małolatami czy też Szkołą TVN, jednak jest to zupełnie inny, nieporównywalnie wyższy poziom. Na pewno wpływa też na to ilość pracy włożonej w odcinki. Od początku listopada odcinki pojawiały się jedynie raz w tygodniu, w każdą środę o 17:00. Właśnie skończył się pierwszy sezon, co daje nam 16 odcinków. Warto nadmienić także, że jest to obecnie najszybciej rosnący kanał na polskim YT, który na moment pisania wpisu ma ponad 750 tysięcy subskrybentów! Oczywiście to kwestia gustu, nie mniej, ja polecam i czekam na więcej!


Czym kierować się przy wyborze zegarka?

Powiedzmy, że coś tam wiem o zegarkach Interesuję się tym już kilka lat i doszedłem do punktu, gdzie bardzo często poznając jakąś osobę czy ot tak widząc kogoś zwracam dużą uwagę właśnie na jego sikor na nadgarstku. Chciałbym napisać tu kilka rad czym kierować się wybierając zegarek dla siebie czy kogokolwiek innego.

Cena

Nie ma co się oszukiwać, właśnie od ustalenia budżetu rozpoczynamy nasze poszukiwania. Każdy wiadomo ustali sobie inny, ale i też chyba nikt nie chce przepłacać i na pewno ucieszy się z wydania raczej mniejszej niż większej kwoty. Tu warto wspomnieć, dobry zegarek nie musi być drogi! Sam często widzę u osób dość drogie zegarki, które bardzo łatwo wypunktować przez ich naprawdę duże wady.

Mechanizm

Najprostszy podział zegarków patrząc na mechanizm to zegarki kwarcowe i mechaniczne. Te pierwsze to standardowe zegarki z baterią, która zasila nasz sprzęt i która dba o dużą dokładność chodu. Drugie natomiast się nakręca. Powiedzmy, że jedno pełne nakręcenie wystarczy nam na +/- 48h (zależy od zegarka) i wtedy zegarek się zatrzyma. Oczywiście możemy także dokręcać w międzyczasie i pilnować by zegarek nie siadł.

Zegarki Kwarcowe zwykle są tańsze. Wszelkie naprawy raczej nie uderzą nas mocno po kieszeni. Duży odsetek takich zegarków można poznać np. po drodze wskazówki sekundowej, gdzie przeskakuje ona na kolejne indexy. Zegarki mechaniczne natomiast zwykle są droższe ze względu na bardziej skomplikowane bebechy, w nich to wskazówka bardziej „płynie”, a nie „skacze” jak w poprzednim.

Istnieją także swoiste hybrydy dwóch tych systemów, ale tu dużo zależy od konkretnych modelów.

Nie ma jasnej odpowiedzi co jest lepsze. Zegarki kwarcowe są bardziej przystępne i zwykle to na nich skupiamy swój wybór, jednak przy którymś z kolei zegarku można trochę poeksperymentować i zakupić zegarek z duszą (mechaniki zupełnie inaczej chodzą jak przyłoży się do nich ucho).

Tworzywo wykonania

Najpierw dobrze skupić się na szkiełku. Mamy najbardziej popularne szkiełka just like pleksa, które bardzo latwo zarysować, szkiełka mineralne, które powoli stają się standardem, ciężkie do zarysowania oraz szafirowe praktycznie niemożliwe do zarysowania. Tak naprawdę wystarczy nam mineralne – przy dość normalnym użytkowaniu abosultnie nie powinniśmy odnajdywać jakiś rys i nie są jakieś wybitnie drogie.

Ważne jest także tworzywo koperty oraz paska. Najbardziej bezpiecznym wyborem są koperty stalowe, ale to dużo zależy od samego zegarka. Koperty ogólnie raczej zawsze będą się rysować. Większą uwagę zwróciłbym na pasek. Najpopularniejsze tworzywa to skóra, stal (pochodne) oraz kauczuk. Istnieją oczywiście inne od drewna po parciane, ale no Tu tak naprawdę kwestia gustu, ale warto zwrócić uwagę, że np. skórzane/kauczukowe paski są średnie na lato, gdzie to często poci nam się ręka i wgl. Mają oczywiście swoje zalety. Raczej niemożliwe by się porysowały. Także często są bardziej trwałe, w metalowych istnieje ryzyko uszkodzenia/wyrobienia się zamków, zapięć etc., ale tu raczej każdy niech dostosuje do siebie. Ew. ma jeden w każdym rodzaju.

Wodoszczelność

Wodoszczelność często jest nieco przekłamywana, ale też chyba nikt tak zaraz nie będzie sprawdzać, czy jego zegarek ma wodoszczelność 100m czy faktycznie 200. Ważne, aby nasz sprzęt wgl. jakieś zabezpieczenie posiadał, lecz osobiście radzę, jakiegokolwiek byśmy nie mieli, nie wystawiać go na ciężkie próby.

Znana marka

Zasadniczo punkt ten streściłbym do klasyka Nie kupuj zegarków firmy, która robi majtki i taka też jest prawda. Firmy pokroju Emporio czy inne Nike, zwykle nie będą spełniać podstawowych zasad dobrego zegarka. Znam gościa, który wybulił za zegarek coś pod 1k, gdzie po miesiącu czy dwóch użytkowania wygląda jak szajs z porysowanym.. wszystkim.

Podróbki

Nie kupujmy podróbek. Nie warto. Nie dość, że trochę wstyd jak ktoś nas na tym złapie to są one także naprawdę niskiej jakości. Bywają podróbki dobrze zrobione, imitujące duże marki, ale zwykle też można jest rozpoznać dlatego też..

Sprawdzajmy informacje

Jakiś czas temu spotkałem się z ogłoszeniem, gdzie typ sprzedaje Rolexa w dość niskiej cenie tylko bateria w nim nie działa.. znajdź błąd

Uniwersalizm

Nie ma uniwersalnego zegarka. Inny zegarek założymy na imprezę firmową, a inny na 18 kolegi. Serio dobrym pomysłem jest z czasem skompletowanie kilku, na różne okazje.

Dodatkowe funkcje

Wiadomo, zegarek ma głównie pokazywać czas, ale często przydaje się także do innych rzeczy. Dobrze zadbać o np. podświetlenie, WaveCeptor (ustawianie się godziny za pomocą fal radiowych) czy nawet ładowanie się za pomocą fal słonecznych. Wszystko wedle potrzeb.

Tak na koniec, mimo tych wszystkich rzeczy, najważniejsze żeby zegarek się przede wszystkim podobał. W końcu może on się stać stałym towarzyszem naszego życia, a lepiej mieć dobrego towarzysza, prawda?

W razie pytań zapraszam do komentarzy, postaram się odpowiedzieć.