Wiecie, wydaje mi się, że jeśli jest jakiś czynnik, który najbardziej i najdłużej z nami zostanie, taki na zasadzie bycia bodźcem, który metaforycznie odpala w nas pewne obrazy, uczucia czy emocje, wywołuje je z pamięci to jest to zdecydowanie muzyka. Oczywiście, żyjemy w dobie nośników pamięci, video, pełnych dysków zdjęć, które pewnie przez długi, długi czas nie zostaną otwarte, ale wbrew pozorom nie są to nadal rzeczy, które atakują nas z zaskoczenia, raczej otwieramy je intencjonalnie, na zasadzie „hej, chce zobaczyć, jak kiedyś wyglądało moje podwórko czy inny krewny”. Piosenki, zakładając, że słuchamy radia, ale i nie tylko, przecież są one po prostu stałym elementem (pop)kultury w postaci chociażby ścieżek muzycznych do filmów czy dowolnego X, są czynnikiem, które pojawiają się mimowolnie, na które trochę nie mamy wpływu, a jeśli mamy to nie zawsze są one przez nas używane stricte z tą intencją.
Za dwa dni stuknie 8 lat od kiedy zasiadłem do VC:MP czy szerzej do „multi” i tak naprawdę można by o tym oddzielny rozdział, ale mam w tym momencie w głowie coś zupełnie innego. Ktoś powie „hej, jak możesz pamiętać konkretną datę akurat tego, czy ciebie do reszty już ten i tamten?”. Dziś, w momencie, gdzie powiedzmy mam dosyć dobrą pamięć to w sumie łatwe, ale jestem pewny, że ta data mi za jakiś czas, może nie dwa czy trzy lata, ale więcej umknie, strony internetowe spowije kusz, a wszelkie hostingi wiecznie nie będą trzymać rzeczy, które dziś są dla nas codziennością, ale wydaje mi się też, że tak w perspektywie -dziesiąt lat, że jeśli coś będzie mi miało kiedyś przypomnieć o VC:MP i tym, co się z tym wiąże przy pewnie kompletnie innych priorytetach i doświadczeniach życiowych, przede wszystkim, jeśli coś ma mi przypomnieć szczególnie o ludziach z tym związanych, to jest to własnie muzyka i metaforyczne Self Control z głośnika płynące. Wychodząc dalej, w dowolną inną sferę życia, pewnie wielu z nas jest w stanie stwierdzić, jaki kawałek leciał na pierwszej randce, gdzie słysząc go widzimy konkretną osobę, czy o, nie wiem, pierwszej płycie we własnym samochodzie czy generalnie dowolnym odcinku czasu czy wydarzeniu, gdzie dany kawałek muzyczny potrafi być włącznikiem w naszym mózgu, który przywołuje konkretne momenty z naszego życia.
Nie chciałbym popadać w patos, bo wbrew pozorom to optymistyczna kwestia, nie jestem też specem przecież, gdzieś czytałem, że generalnie im więcej zmysłów jest zaangażowanych tym rzeczy zapamiętujemy mocniej i trwalej, ale jakoś w kontekście muzyki czy kwestii zapamiętywania czy pamiętania o ludziach, rzeczach, dowolnym, wydaje mi się to ważne. Pamiętajmy o tym, nie o tym „zapamiętywaniu”, ale o fakcie „pamiętania” o rzeczach dla nas ważnych już dziś. Pielęgnujmy je, niech będą przystanią, do której możemy gdzieś tam wrócić czy mniej metaforycznie, realniej pamiętajmy o ludziach, bo oni i relacje z nimi są przede wszystkim na samym końcu najważniejsze, mimo że dziś możemy nie zdawać sobie z tego sprawy.