O wielu grach mówi się jako o grach przełomowych, lub a jako wielkich klasykach, które każdy szanujący się gracz, powinien co najmniej znać. Weźmy na przykład takiego Half-Life’a, Grand Theft Auto III, czy Heroes of Might and Magic III. Jednak jest jeden tytuł, który ładnych parę lat temu, zbierał najznakomitsze recenzje, a dziś mało kto o nim pamięta, bądź też słyszał. Mowa o Deus Ex, studia Eidos International, która jest trochę strzelanką, trochę „erpegiem”, ale jakbym miał ją wpisać w jeden gatunek, to byłby po prostu cyberpunk.

O co chodzi w Deus Exie? Jest rok 2052 i wcielamy się w rolę 23-letniego, już byłego policjanta, JC’ego Dentona. Denton, tak jak jego brat Paul, zgodził się na zainstalowanie w swoim ciele nanowszczepów poprawiających jego umiejętności rozprawiania się z danymi problemami. Jest on członkiem fikcyjnej gałęzi ONZ-u – UNATCO, wykonując różne zadania z polecenia swojego szefa. Świat znajduje się w trakcie epidemii wirusa Gray Death, a same UNATCO ma za zadanie walczyć z organizacją terrorystyczną NSF, podejrzewaną o wysadzenie głowy Statule Wolności. Fabuła przypadnie do gustu miłośnikom rządowych teorii spiskowych, bo opowiada ona między innymi, o tym jak naprawdę (oczywiście to tylko domysł) działają rząd. Można powiedzieć, że niektóre fakty, są zgodne z rzeczywistością, a niektóre – mocno naciągane.

A teraz o najważniejszym, czyli rozgrywce. Jest to chyba najmocniejszy aspekt tytułu, choć odrobinę wadliwy. Nasz bohater posiada inwentarz, w którym może pomieścić skończoną liczbę przedmiotów, a oczywiście niektóre zajmują więcej niż jedno miejsce, a żeby się zmieściły, czasem trzeba dla nich zrobić miejsce odpowiednio je układając. Zadania, gracz może wykonywać jak mu się podoba – może zniszczyć wszystko na swojej drodze, może też wkraść się do celu, paru osobom odpierając jedynie przytomność. Niemal każde zadanie, można wykonać na więcej niż jeden sposób, a w wiele lokalizacji można się dostać, różnymi ścieżkami. Gracz dostaje też zadania poboczne, które może pominąć, a wykonanie ich, może przynieść nam dodatkowe informacje, ułatwienie zadania głównego, pieniądze, obniżenie cen u jakiegoś handlarza, lub jakąś skromną nagrodę. Wspomniani sprzedawcy, to różne osoby, spotykane w świecie gry, które mogą nam zaoferować skończoną ilość jakichś przedmiotów, ulepszeń, broń, apteczki, amunicję, lub różne akcesoria. Trzeba też nadmienić, że nawet na łatwym poziomie trudności, trzeba czasami nieźle ruszyć głową. Strzelanie i skradanie łatwe nie jest, mimo czasami wręcz komicznej inteligencji przeciwników.

Dlaczego produkt ION Storm jest tak satysfakcjonujący pod kątem fabuły? Gdyż zmienia się ona w zależności od tego co poczynimy, z kim porozmawiamy, czy wykonamy jakieś zadanie, czy też w jaki sposób je wykonamy. Dla przykładu, za graczem do końca gry ciążą konsekwencje wejścia do damskiej toalety w siedzibie UNATCO (serio). Na początku też mamy za zadanie, na tej samej mapie: odnaleźć beczkę pewnej substancji w kryjówce NSF i uwolnić zakładników ze stacji metra. Ale kto powiedział, że musimy koniecznie to robić, możemy totalnie to zignorować, wsiąść w pociąg i uciec od tego wszystkiego, tylko musimy się liczyć, że nie dostaniemy wypłaty. Nie ma w świecie gry czegoś takiego, że o wszystkim dowiemy się jak będzie czas, w odpowiednim momencie, bo jeżeli gracz dobrze poszpera to dojdzie do sedna wszystkie sam, na przykład dla kogo pracuje dana osoba, lub co zrobiła, włamując się do sekretnych pomieszczeń, czytając czyjeś e-maile, po prostu może wymagać to więcej wysiłku. Widać po prostu, że ten świat żyje, jak się zmienia, odnosi się wrażenie, że za wszystkim stoi siła, z którą nie można wygrać.

Komu poleciłbym tę produkcję? Każdemu kto o niej słyszał, szuka gry, z którą mógłby spędzić dziesiątki godzin, jakiegoś tytułu na słabego peceta, gry ze światem głębokim, zmieniającym się w zależności od tego, co zrobi gracz, no i też fanom teorii spiskowych. Ja później dorzucę Wam jeszcze kilka screenów z gry i kończę tego newsa, z nadzieją, że zachęci kogoś do sięgnięcia po „Deusa”.

Ciao!