Jakiś czas temu w serwisie gameplay.pl zobaczyłem ciekawy artykuł dotyczący akcji #GameStruck4, gdzie to różni ludzie wybierają 4 gry, które najbardziej zdefiniowały ich jako graczy. Gry, które w jakimś stopniu najbardziej utkwiły im w pamięci. Początkowo mogliśmy zobaczyć to jedynie na twitterze, ale z czasem temat podjęły również inne strony internetowe, chociażby Spider’s Web. Pomyślałem, że fajnie byłoby zrobić również to w swoim wydaniu, ale żeby nie było zbyt nudno, postanowiłem zaprosić parę innych zaprzyjaźnionych osób żeby również przedstawiły swoje typy. Napisałem m.in. do Kunia, NC oraz Genesisa. Z pewnością wiele osób stąd ich kojarzy. Jesteście ciekawi, które tytuły znalazły się na naszej liście? Oddaję głos naszym gościom.

Kunio:

Siadając sobie do rozmyślania nad tematem podesłanym od Piterusa, już na samym początku wypisałem sobie potężną garść tytułów, z którymi wiązałem dobre wspomnienia – głównie z czasów beztroski, kiedy to dopiero zaznajamiałem się z elektroniczną rozgrywką. Wiele z nich już w momencie ogrywania przeze mnie była już dawno archaiczna, ale posiadały swój specyficzny styl dla mojego niezbyt rozgarniętego wtedy mózgu. Oczywiście szaleństwem byłoby wymieniać je tutaj wszystkie, dlatego wybrałem tylko te, które z perspektywy czasu zrobiły na mnie wielkie wrażenie.

Kto mnie zna to wie, że strasznie cenię sobie popularnego u nas „Pegaza”, który na początku XXI wieku był już niezłym przeżytkiem. To właśnie z nim wspominam najwcześniejsze moje lata grania, kiedy to z namiętnością rąbałem we wszelkie tego typu pewniaczki. Największe wrażenie zrobiła jednak na mnie Contra od Konami i Goal 3 od Technos. Pierwsza była lepsza od Mario z powodu tego, że nie była tak dziecinna, bo w końcu po co skakać po grzybach, skoro można strzelać do ludzi z karabinu. Druga natomiast była przeniesieniem mojego ulubionego sportu na ekrany konsoli, z całą tą brutalnością, dobieraniem własnej postaci czy składu. Gry pegazusowe miały też przewagę świetnych ścieżek dźwiękowych, gdzie większość ogrywanych tytułów posiadała bardzo rozpoznawalne tjunsy, co tylko sprawiało, że chętnie się do nich wraca, nawet dziś.

Kolejną kultową konsolą z jaką miałem doświadczenie jest poczciwy „Szaraczek”, z którym najbardziej chyba kojarzy mi się Tekken 3. O rajuśku, nawet nie wiecie jak zmieniło się wtedy moje postrzeganie gier, gdy to stało się tym. Dodatkową zaletą gry przez którą zbierałem swoją szczękę z podłogi to duża liczba ciekawych postaci do ogrania, podczas gdy większość gier 8-bitowych miała ich maksymalnie 8 lub ich liczba była sztucznie zawyżana kopiowaniem wojowników zmieniając ich kolor. W klasyku takie coś nie występowało. Miałeś ponad 20 grywalnych zawodników, z których każdy był inny i miał swój własny styl walki, co nadawało grze niezwykłego realizmu.

Vice City to była miłość od pierwszego wejrzenia. Nie miałem nigdy styczności z żadną odsłoną tej franczyzy w 3D i zderzenie z grą w której mogłem robić to co żywnie mi się podoba było niezwykle satysfakcjonujące, chociaż na początku nie potrafiłem wyciągnąć dużo z rozgrywki z powodu braku znajomości angielskiego przez co nie wiedziałem, jak robić misje. Dopiero po czasie, polskich napisach można było łyknąć jedną z bardziej pomyślanych historii w całej tej serii z klimatem tych wszystkich znanych filmów z Człowiekiem z blizną na czele. I jakoś ostało mi się tak, że stawiam tą pozycję najwyżej w swoim rankingu serii i nic póki co nie może go zdetronizować, a w VC:MP zacząłem grać tylko dlatego, bo SA:MP działał na moim komputerze bardzo słabo i szukałem alternatyw. I jak widać zostałem tutaj na dłużej.

Ostatnia pozycja wiąże się z moją małą, dziecinną odskocznią od rzeczywistości. W pierwszej dekadzie tego wieku uwielbiałem Pokemony, łykałem każdy odcinek oryginalnej serii po kolei, ale z czasem pałeczkę przejęło Disney XD, a dla mnie był to za wysoki koszt i musiałem pożegnać się z nią na lata. Dlatego nie wiecie, co poczułem, gdy brat przyniósł kiedyś na płycie nagrany emulator Game Boya Advance z kilkoma ROMami, a jednym z nich był Pokemon Fire Red, który jest jedną z najlepszych według mnie gier ever. Świetna historia, ulepszona grafika względem oryginału i możliwość wyboru Charmandera na pierwszego Pokemona. Z czasem odkrywałem kolejne części cofając się i idąc dalej w generacjach stworków, aż do teraz, gdy zostało mi do ogrania X&Y i Sun&Moon, ale tutaj trzeba czekać na własnego 3DSa. Ale i tak mimo wszystko uważam Fire Red za najlepszą i najbardziej kultową część tego cyklu.

 

Genesis:

Football Manager 2006 – Pierwsza kupiona, długo ogrywana przeze mnie gra. Połączenie skarbnicy wiedzy o piłce nożnej z zarządzaniem to dla mnie coś idealnie dopasowanego. To niezwykłe, jak wielka potrafi być dysproporcja między dynamiką gry a emocjami czerpanymi z niej.

Grand Theft Auto 3 – To kolebka, początek mojego zamiłowania do całej serii GTA. Trójka ukształtowała mój gust, po dziś dzień (z nielicznymi wyjątkami) jedynymi grami, w które potrafię naprawdę się wciągnąć są te z otwartym światem.

Metin 2 – Za sprawą popularnego MMO nauczyłem się czerpać radość z grania online. Dzięki tej grze nie mam oporu przed grą multiplayerową, kooperacją z innymi. Gra, która uczy pokory i cierpliwego grindu, który dziś, w dobie „Pay to win” jest jedyną bezpłatną alternatywą.

Colin McRae Rally 04 – Mimo, że pierwsze kroki za wirtualną kierownicą stawiałem w poprzednich odsłonach, to jednak dopiero Colin z 2003 roku rozpalił moją pierwszą świadomą miłość do rajdówek. Absolutny fenomen, który ogrywałem razem ze starszym bratem i który trwa do dziś na mojej półce w postaci najnowszych odsłon DiRT.

NC:

Cztery gry, które zdefiniowały mnie jako gracza? Niby wiadomo o co chodzi, ale dobrać właściwe przykłady wcale nie jest tak łatwo. Modelowymi odpowiedziami byłyby zapewne pierwsze zagrane strzelanki czy gry strategiczne, które wyrobiły w nas refleks i spryt, z których korzystaliśmy w innych grach. Do swojego zestawienia wybrałem cztery tytuły, które może nie definiują mojej grającej części osobowości, aczkolwiek przywołują ciepłe wspomnienia i w pewien sposób ukształtowały mój charakter.

GTA 2

Jak część z was wie z mojego wpisu autobiograficznego, byłem (tfu, jestem!) szczęśliwym posiadaczem GTA 2 w wersji „ściągnięte z internetu na neostradzie 128”. Wspólnie z kolegą ze szkolnej ławy w pierwszych klasach szkoły podstawowej (!!!) namiętnie ciupaliśmy w dwuwymiarowe części Grand Theft Auto, a druga część była pierwszą, która była moją własnością i której z tego względu poświęciłem wiele godzin. Ostatni raz zagrałem w 2008 r., kiedy to ś.p. Polonez wspominał, że multi do tej gry żyje i można normalnie skryptować, w przeciwieństwie do VCMP (czasy skryptów mIRC, kto pamięta, ten stary ). Może warto znowu zagrać? Chyba jestem za stary na takie zręcznościowe tytuły .

Heroes 3

Nooooo! Sytuacja jak wyżej, wracało się ze szkoły i pyknęło się z godzinkę-dwie w Heroes 3, do czasu aż matka po mnie nie przyjechała . Mając kilkadziesiąt zapisanych stanów gry, których nigdy nie wznawialiśmy, wspólnie obmyślaliśmy taktyki, której przewodnią myślą było „nie atakujmy się”. Mimo upływu lat do Heroesów wracałem. Choć rozgrywka jest schematyczna, grywalność jest wysoka, a doinstalowanie modyfikacji jak Wake of Gods winduje poziom zabawy do sufitu. W kolekcji płyt mam jeszcze czwartą część, a obecnie ogrywam Heroes 6 z CDA. Za wcześnie by oceniać grę, ale potrafi przykuć na więcej niż godzinę do ekranu! Chyba, że komputer zacznie oszukiwać…

Dave Mirra Freestyle BMX

Jako dzieciak uwielbiałem komiksy. Rodzice wspominają, że już w wieku kilku lat kupowali mi „Kaczora Donalda” i zmuszałem ich do czytania historyjek czego oczywiście nie pamiętam, ale gdy już potrafiłem sam czytać, chłonąłem każde wydanie, które było co środę. Z czasem zaczęły pojawiać się zabawki, a na okres świąt bożenarodzeniowych (2002?) dodano płytę CD z demami 20 (!!! słownie: DWUDZIESTU) różnych gier. Wśród nich był Dave Mirra BMX, czyli taki Tony Hawk, tylko na rowerze . I dużo lepszy! Pamiętam jak przy świetnej ścieżce muzycznej (odsłuchując ją od razu mam ochotę zainstalować grę) naciskałem wszystkie możliwe klawisze by wykonywać super salta. Ostatni raz grałem może w 2016 r i gra wciąż dobrze wygląda, a zabawa jest przednia. Szkoda tylko, że nie zdecydowano się na kolejne „rowerowe” gry na PC, a sam Dave Mirra kilka lat temu popełnił największą głupotę życia.

Wolfenstein: Enemy Territory

A na koniec – nowy staroć, który odkryłem stosunkowo niedawno. Granie w ET nauczyło mnie, że można być niedzielnym graczem, bez jakiś super growych zdolności czy myszki za dwie stówki i doskonale się bawić. W innych strzelankach zawsze są takie momenty, że snajper gdzieś siedzi i cię nie przepuści, za rogiem ktoś tylko czeka aż przejdziesz, a wszyscy znają mapę na wylot i wiedzą, jak się ustawić. A w ET po prostu zacząłem grać, wspomnianych problemów nie było (chociaż mapę zawsze dobrze znać) i nawet jeśli gram „od święta” to zawsze jakieś głowy urwę .

Gier, które do mojego zestawienia jeszcze bym dorzucił, znalazłoby się kilka. Na pewno GTA VC, bo przecież dzięki niemu teraz mam przyjemność współtworzyć ten artykuł . Jednak byłoby to zbyt oczywiste do opisania. Inne gry, które do mojej listy się nie załapały to Worms Armageddon, Tropico 1, Larry 7 . Może będzie jeszcze okazja, by o tych czy innych tytułach jeszcze coś powiedzieć. Dziękuję Piterusowi za zaproszenie do współtworzenia tego wpisu i gratuluję pomysłu!

To ten, może na mnie kolej co Z racji, że odpadają mi tak świetne tytuły jak Contra, Vice City czy gejmbojowe Pokemony, które świetnie opisali już moi przedmówcy (w sumie to Kunio głownie :D) zdecydowałem się na może nieco mniej oczywiste gry, które z jakiegoś względu utkwiły mi w głowie.

Prince of Persia – Zacznijmy od początku. Moja przygoda z graniem zaczęła się od Pegasusa, znanego szerzej jako NES czy też Famicom. Jedną z gier, która mnie szczególnie ujęła był wspomniany wcześniej Książę Persji, nazywany przeze mnie wtedy… Aladynem. Lata mijały, zmieniały się platformy, a PoP wracał do mnie jak bumerang w różnych odsłonach czy to w wersji mobilnej czy na innych sprzętach. W pewnym momencie, po kolejnej sesji byłem już praktycznie gotów przejść ten tytuł tylko na jednym życiu. Dziś, mimo że sięgam po niego raczej już tylko gdy raz na jakiś czas ponownie podłączę starego pegaza, to i tak za każdym razem czuję się tam jak u siebie, a i jak ktoś wspomni o tym tytule zawsze robi mi się cieplej na serduszku i wiem, że ktoś naprawdę ogarnia temat

Szymek Czarodziej – Później przyszedł czas na PC. W momencie gdy wszyscy zagrywali się w Gothica i inne takie tytuły, ja grałem w… Szymka Czarodzieja. I niech nie zmyli was tytuł! Gra chociaż niepozorna jest odbiciem w krzywym zwierciadle różnych innych gier ocierających się o tematykę fantasy przy czym mamy również odniesienia do różnych współczesnej popkultury, a momentami nawet żarty typowo po bandzie, które w swoim czasie robiły na mnie spore wrażenie. Przy tym wszystkim mamy, jak zwykle z resztą w przypadku naszych rodzimych produkcji, świetny dubbing z chociażby Maciejem Stuhrem podkładającym głos pod główną postać. Grafika nie była genialna nawet jak na tamte czasy, ale przy odrobinie dobrej woli i przyjęciu pewnej konwencji pasuje idealnie i w całym tym szaleństwie, wśród wielu świetnych gier, które gościły na moim sprzęcie i później, to ona dała się zapamiętać jako jedna z ważniejszych.

FIFA (07?) – FIFA jaka jest wszyscy wiemy, ot 22 chłopa podzielonych na zespoły biega po boisku za piłką i próbuje strzelić bramkę przeciwnikowi. Banał, jeśli ktoś nie interesuje się piłką nożną. Z roku na rok dostajemy usprawnioną mechanikę, grafikę i oczywiście składy. Ale przy tym wszystkim najważniejszy dla mnie jest fakt, że FIFA to chyba najlepszy tytuł multi jaki znam. I nie mówię tu nawet o takiej grze przez sieć, ale o siedzeniu na kanapie z kumplami czy koleżanką (w sumie też się da :D) i pad w pad rozrywać mecz i przeżywać go na żywo. Przy czym jednocześnie nie ma chyba bardziej frustrującej gry niż właśnie FIFA – przekonałem się o tym szczególnie teraz, grając w 18 w trybie FUT. Fajnie napisał o tym Vandi swojego czasu. Nie ma co ukrywać – cokolwiek by się nie działo FIFA była, jest i pewnie będzie na moim sprzęcie tak długo jak długo będę w coś grał. 07 dla przykładu, bo najwięcej czasu tam spędziłem i w sumie najlepszy w nią się czuję

Valiant Hearts – zdecydowanie najbardziej ambitny tytuł pod względem problematyki jaki znalazł się na mojej liście. Ba, wydaje mi się, że to najbardziej ambitna historia jaką dane było mi przeżyć w czasie wirtualnej rozrywki. Nawet nie wiem czy rozrywka to odpowiednie słowo w tym miejscu. Valiant Hearts to tytuł, który ma nas uwrażliwić na tematykę wojenną i pokazać, że nikt nigdy nie chciałby przeżyć tego ponowie. Chociaż tytuł ograłem stosunkowo szybko to został po nim naprawdę mocny kac, który ciągnął się za mną jeszcze przez długi czas. W swoim czasie poświęciłem temu tytułowi nawet osobny artykuł i tam można znaleźć więcej na ten temat.

Niestety na mojej liście nie wystarczyło się miejsca dla takich gigantów jak NFS:U2, GTA IV czy nesowego Batmana oraz tytułów o których wspomniałem na początku, bo nie ukrywajmy, że zarówno taka Contra jak i Vice City to absolutny top również w moim przypadku. Z różnych względów nie sposób o wszystkich tych grach nie wspomnieć, bo jeśli miałbym się w jakimś stopniu zdefiniować jako gracz, no to właśnie dzięki takim tytułom.

Jeszcze raz chciałbym podziękować z tego miejsca za pomoc przy wpisie Kuniowi, NC i Genesisowi. Niewykluczone, że w przyszłości ponownie zdecyduję się na takie rozwiązanie o ile ktoś będzie wgl zainteresowany ;)  W końcu zawsze to pewna różnorodność i coś ciekawszego niż czytanie tylko i wyłącznie samego mnie Tak nawiasem zachęcam do pisania własnych tytułów w komentarzach. Być może niektóre pokryją się z naszymi, bo nie ma co ukrywać, że znalazło się tu naprawdę sporo bardzo udanych gier.